KSZTAŁT

OSTROŚĆ WIDZENIA

Zakres widzenia dołkiem centralnym

Jakie znacze­nie dla widzenia ma opisany w poprzed­nich rozdzi­ałach nierównomierny rozkład czop­ków na powierzch­ni siatków­ki, czyli taki, że w jej środ­kowej częś­ci, a zwłaszcza w plam­ce żółtej, jest ich najwięcej, a na peryfe­ri­ach – niewiele? Żeby odpowiedzieć na to pytanie przede wszys­tkim trze­ba pamię­tać, że dołek cen­tral­ny obe­j­mu­je zaled­wie 1,25o kąta pola widzenia (maksy­mal­nie 2o), a cała plam­ka żół­ta – nie więcej niż 5,5(Hen­drick­son, 2009; Duchows­ki, 2007). Oznacza to, że na odległość wyciąg­niętej ręki dołek cen­tral­ny pokry­wa powierzch­nię nie więk­szą niż paznok­ieć kciu­ka, o czym moż­na się bard­zo łat­wo przekon­ać sto­su­jąc jeden ze wzorów z poprzed­niego rozdzi­ału (Hen­der­son i Holling­worth, 1999):

Moż­na to sobie wyobraz­ić jeszcze inaczej. Przy­puśćmy, że z odległoś­ci 2 m oglą­damy film na telewiz­orze LCD 40” o powierzch­ni ekranu 5814 cm2:

gdzie h to wysokość a w to sze­rokość pros­tokąt­nego obrazu. Obraz wyświ­et­lony na ekranie jest rzu­towany na całą siatkówkę oka, ale na plamkę żółtą pada tylko niewiel­ki wycinek tego obrazu równy mniej więcej okrę­gowi o śred­ni­cy ok. 19 cm:

Zna­jąc śred­nicę okręgu łat­wo może­my policzyć jego powierzchnię:

co mniej więcej odpowia­da 5%, czyli 1/20 powierzch­ni całego ekranu:

Jeszcze mniejszy frag­ment ekranu jest rzu­towany na dołek cen­tral­ny, równy okrę­gowi o śred­ni­cy ok. 4,4 cm:

co odpowia­da zaled­wie 0,3% powierzch­ni całego ekranu telewizora:

Pod­sumowu­jąc tę aryt­metykę, w każdym punkcie fik­sacji wzroku na ekranie telewiz­o­ra mózg jest naprawdę przyz­woicie infor­mowany o tym co się aktu­al­nie zna­j­du­je tylko na bard­zo małym jego frag­men­cie (ryc. 55). Resz­ta ekranu jest widziana z nieporówny­wal­nie mniejszą dokład­noś­cią. Łat­wo będzie moż­na się o tym przekon­ać, gdy zostaną przeanal­i­zowane jeszcze inne właś­ci­woś­ci siatkówki.

Fotoreceptory i pole recepcyjne komórki zwojowej

Pol­skie słowo „siatkówka”, podob­nie, jak jego ang­iel­s­ki odpowied­nik „reti­na” wywodzą się od słowa „sieć” (rete, to po łacinie „sieć”). Siatkówka jest skom­p­likowaną, pię­ciowarst­wową struk­turą złożoną z komórek ner­wowych, wyś­ciela­ją­cych dno oka. Na prze­waża­ją­cym obszarze, oprócz warst­wy czop­ków i prę­cików, w siatków­ce wys­tępu­ją jeszcze cztery inne warst­wy komórek: hory­zon­tal­nych (hor­i­zon­tal cells), dwubieguno­wych (bipo­lar cells), amakry­no­wych (amacrine cells) i zwo­jowych (gan­glion cells).

Każ­da warst­wa komórek pełni specy­ficzne funkc­je. Niek­tóre z tych funkcji są dobrze rozpoz­nane i opisane, o innych wciąż wiemy bard­zo mało. Najogól­niej rzecz ujmu­jąc, czop­ki i prę­ci­ki reagu­ją na światło wpada­jące do oka, komór­ki dwu­biegunowe, hory­zon­talne i amakrynowe zaj­mu­ją się wstęp­nym opra­cow­aniem danych o pobudze­niu fotore­cep­torów, nato­mi­ast komór­ki zwo­jowe przesyła­ją do mózgu wyni­ki tych opra­cow­ań (Dowl­ing, 2009).

Ryci­na 55. Obraz telewiz­yjny reje­strowany przez siatkówkę oka (prawego), z uwzględ­nie­niem gradacji w zakre­sie ostroś­ci widzenia: od doł­ka cen­tral­nego, przez plamkę żółtą i obszar peryfer­yczny, aż do plam­ki ślepej, w której nie ma fotore­cep­torów. Własne opra­cow­anie graficzne na pod­staw­ie 3a

Już w siatków­ce oka zachodzi pier­wszy etap przetwarza­nia danych wzrokowych. Cho­ci­aż na jej powierzch­ni zna­j­du­je się ok. 100 mil­ionów fotore­cep­torów, to infor­ma­c­ja o ich akty­wnoś­ci jest przekazy­wana do mózgu tylko za pomocą 1 mil­iona komórek zwo­jowych (Wró­bel, 2010). Oznacza to, że mózg, a dokład­niej, kora mózgu, nie otrzy­mu­je danych o stanie każdego fotore­cep­to­ra. Prze­ci­wne, zde­cy­dowana więk­szość komórek światłoczułych jest połąc­zona ze sobą w mniejsze lub więk­sze grupy za pomocą komórek hory­zon­tal­nych, dwu­biegunowych i amakrynowych. Gru­pa takich połąc­zonych ze sobą fotore­cep­torów jest z kolei związana z komórką zwo­jową, tworząc, tzw. pole recep­cyjne komór­ki zwo­jowej (recep­tive field of the gan­glion cell).

Nietrud­no policzyć, że sko­ro wszys­t­kich fotore­cep­torów jest pon­ad 100 mln a komórek zwo­jowych ok. 1 mln, to śred­nio na jed­ną komórkę zwo­jową przy­pa­da ok. 100 fotore­cep­torów. Liczeb­ność czop­ków i prę­cików na jed­nym milimetrze kwadra­towym siatków­ki zależy jed­nak od ich odległoś­ci od doł­ka cen­tral­nego. Podob­nie, ich licz­ba jest róż­na w poszczegól­nych polach recep­cyjnych w zależnoś­ci od tego czy zna­j­du­ją się bliżej czy dalej od doł­ka. Oznacza to, że im dalej od środ­ka siatków­ki tym więk­sze są pola recep­cyjne poje­dynczych komórek zwo­jowych. Powyżej 20o kąta pola widzenia wielkość pól recep­cyjnych jest już mniej więcej taka sama. Na ogół obe­j­mu­ją one powierzch­nię ok. 1 mm2 siatków­ki i łączą ze sobą po kilka­set fotore­cep­torów (Młod­kows­ki, 1998).

Najm­niejsze pola recep­cyjne poje­dynczych komórek zwo­jowych zna­j­du­ją się na obszarze plam­ki żółtej i obe­j­mu­ją od kilku lub kilku­nas­tu czop­ków. W samym dołku cen­tral­nym pola recep­cyjne tworzą już tylko poje­dyncze czop­ki. W tym obszarze nie ma bowiem komórek hory­zon­tal­nych i amakrynowych, a infor­ma­c­ja z fotore­cep­to­ra jest przekazy­wana za pomocą komór­ki dwu­biegunowej bezpośred­nio do komór­ki zwo­jowej. To miejsce, z którego infor­ma­c­ja o obra­zie rzu­towanym na powierzch­nię siatków­ki jest przesyłana do mózgu z dokład­noś­cią do śred­ni­cy jed­nego czop­ka, czyli 3 μm! (= 0,003 milime­tra) (Hen­drick­son, 2009).

Ostrość widzenia dołkiem centralnym i peryferiami siatkówki

Bezpośred­nią kon­sek­wencją zróżni­cow­anej wielkoś­ci pól recep­cyjnych w za­leżności od ich umiejs­cowienia na siatków­ce jest spadek dokład­noś­ci widzenia w częś­ci peryfer­ycznej, w której domin­u­ją wyłącznie duże pola recep­cyjne. Gorsza dokład­ność widzenia wyraża się zmniejsze­niem wrażli­woś­ci siatków­ki na różni­cow­anie szczegółów obrazu rzu­towanego na obszar zbu­dowany z dużych pól recep­cyjnych. Z każdego pola recep­cyjnego płynie bowiem do komór­ki zwo­jowej poje­dynczy syg­nał, który jest swego rodza­ju uśred­nie­niem akty­wnoś­ci wszys­t­kich czop­ków i/lub prę­cików tworzą­cych to pole. Im więk­sza jest powierzch­nia siatków­ki, z której uśred­ni­any jest syg­nał, tym łatwiej o zagu­bi­e­nie szczegółów. Pro­ces uśred­ni­a­nia syg­nału moż­na porów­nać do swego rodza­ju „paczkowa­nia” danych wzrokowych w mniejsze, bardziej syn­te­ty­czne formy (Troy, 2009).

Warto w tym miejs­cu przy­pom­nieć, że duże pola recep­cyjne zna­j­du­ją się na tym obszarze siatków­ki, w którym licz­ba czop­ków jest usta­bi­li­zowana na min­i­mal­nym poziomie oraz stop­niowo zmniejsza się licz­ba prę­cików. Sto­sunkowo niewiel­ka licz­ba fotore­cep­torów na obszarze peryfer­yjnym (tj. powyżej 10o kąta pola widzenia w warunk­ach dobrego oświ­etle­nia i powyżej 20o – po zmroku), które są połąc­zone ze sobą w duże pola recep­cyjne powodu­ją, że na znacznym obszarze siatków­ki dokład­ność, z jaką mózg jest infor­mowany o rzu­towanym na nią obra­zie jest sto­sunkowo niska (ryc. 56).

Ryci­na 56. Dokład­ność z jaką reje­strowany jest obraz rzu­towany na siatkówkę oka. Opra­cow­anie graficzne P.A.

Żeby dobrze rozu­mieć wykres na ryc. 56 trze­ba przy­pom­nieć trochę his­torii badań nad ostroś­cią widzenia. Osza­cow­anie ostroś­ci widzenia opiera się na metodzie opra­cow­anej przez duńskiego oftal­molo­ga Her­man­na Snel­lena w połowie XIX wieku. Zapro­ponował on, żeby ostrość wzroku określać jako sto­sunek odległoś­ci, z jakiej oso­ba badana patrzy na tzw. opto­typ, do odległoś­ci, z jakiej powinien on być poprawnie rozpoz­nany (Niżankows­ka, 2000). Opto­typ to, np. czarna lit­era E na białym tle widziana z takiej odległoś­ci, że jej ele­men­ty są różni­cow­ane pod kątem 1’ (1/60 stop­nia kątowego; ryc. 57).

Ryci­na 57. Opto­typ i maksy­mal­na zdol­ność rozdziel­cza siatków­ki. Czop­ki pobud­zone (zaz­nac­zone na żół­to), czopek niepobud­zony (zaz­nac­zony na czarno). Opra­cow­anie własne

Idea jest pros­ta. Chodzi o to, żeby sprawdz­ić czy sys­tem wzrokowy oso­by badanej jest w stanie zróżni­cow­ać dwa punk­ty na opto­typ­ie (np. odległość między szery­fa­mi w literze E; ryc. 57). Jest to równoz­naczne z pobudze­niem dwóch czop­ków w dołku cen­tral­nym, między który­mi zna­j­du­je się jeden czopek niepobud­zony. Wiado­mo, że śred­ni­ca jed­nego czop­ka wynosi ok. 0,003–0,004 mm (czyli ok. 3–4 µm). Biorąc pod uwagę odległość czop­ków od środ­ka układu opty­cznego oka w soczew­ce moż­na obliczyć kąt pod jakim światło musi­ało­by wpaść do wnętrza gał­ki ocznej, żeby oświ­etlić te dwa skra­jne czop­ki. Ten kąt wynosi właśnie 1’.

W celu standaryza­cji bada­nia ostroś­ci wzroku Snellen opra­cow­ał powszech­nie znaną z gabi­netów okulisty­cznych tablicę zaw­ier­a­jącą litery o różnej wysokoś­ci, ułożone w 11 rzę­dach (ryc. 58, z lewej strony). Zapis dwóch liczb, np. 20/200, zna­j­du­ją­cy się przy jed­nym z rzędów liter oznacza sto­sunek dwóch odległoś­ci: dys­tan­su z jakiego przeprowadzany jest pomi­ar ostroś­ci wzroku (tj. 20 stóp, czyli ok. 6 m) do dys­tan­su, z jakiego lit­era w danym rzędzie powin­na być poprawnie rozpoz­nawana za pomocą zdrowych oczu (tj. 200 stóp, czyli ok. 60 m). Inny­mi słowy, jeśli ktoś ma nor­mal­ny wzrok to powinien rozpoz­nać literę E w pier­wszym rzędzie z odległoś­ci 60 m.

Z wykre­su na ryc. 56 wyni­ka, że maksy­mal­na ostrość widzenia za pomocą w pełni sprawnie funkcjonu­jącego oka wynosi 1,0. Taką sprawność posi­a­da wyłącznie jeden, niewiel­ki obszar siatków­ki, czyli dołek cen­tral­ny (oznac­zony wer­tykalną lin­ią prz­ery­waną w punkcie 0). Ostroś­ci widzenia równej 1,0 odpowia­da zdol­ność praw­idłowego rozpoz­nawa­nia liter w pod­kreślonym na czer­wono ósmym rzędzie tabl­i­cy Snel­lena z odległoś­ci 20 stóp (20/20 stóp = 6/6 metrów).

Przy­puśćmy, że najm­niejsze litery, jakie oso­ba badana poprawnie rozpoz­na­je z odległoś­ci 20 stóp (6 m) to są litery C i J w drugim rzędzie tabl­i­cy Snel­lena (ryc. 58). Powin­ny one być poprawnie rozpoz­nane już z odległoś­ci 100 stóp (ok. 30 m). Oznacza to, że poziom nieostroś­ci widzenia tej oso­by wynosi 0,2 (20/100 = 0,2) i zde­cy­dowanie wyma­ga szkieł korygu­ją­cych tę wadę wzroku. Kiedy raz jeszcze spo­jrzymy na ryc. 56, to zauważymy, że wskaźnik ostroś­ci widzenia równy lub mniejszy niż 0,2 odpowia­da ostroś­ci widzenia obrazu rzu­towanego na siatkówkę powyżej 15o, czyli przy­pada­ją­cy na jej obszar leżą­cy daleko poza plam­ka żółtą.

Ryci­na 58. Styl­i­zowana tabli­ca Snel­lena oraz przykłady widzenia liter przez osobę z krótkowzrocznoś­cią (myopia) na poziomie ‑1 i ‑3 diop­trii. Opra­cow­anie własne na pod­staw­ie CJ Delling. Pro­ce­du­ra: (1) Filter/Gaussian Blur [Radius: 0/20/60 pixels]]
Żeby uświadomić sobie jak bard­zo nieostry jest ten obraz, wystar­czy ponown­ie spo­jrzeć na ryc. 58. Po prawej stron­ie zostały przed­staw­ione na nim dwa obrazy ilus­tru­jące, w jaki sposób tablice Snel­lena najpraw­dopodob­niej są widziane przez oso­by krótkowzroczne, które wyma­ga­ją korek­ty wzroku na poziomie ‑1 i ‑3 diop­trii. Nie ma prostego przełoże­nia wartoś­ci wskaźni­ka ostroś­ci wzroku Snel­lena na diop­trie, ale z całą pewnoś­cią moż­na powiedzieć, że wartoś­ci wskaźni­ka Snel­lena równej lub mniejszej niż 0,2 odpowia­da obraz ostry mniej więcej tak, jak ten, który jest widziany przez osobę krótkowzroczną z wadą ‑3 dioptrie.

Inny­mi słowy, jeżeli przyjmiemy, że maksy­mal­na, czyli rów­na 1,0 ostrość widzenia jest związana z dołkiem cen­tral­nym, to powyżej 15o kąta pola widzenia wynosi ona już tylko 20%, czyli jest pię­ciokrot­nie mniejsza i z każdym następ­nym stop­niem kątowym jeszcze się zmniejsza.

Najsłynniejszy uśmiech świata

Zróżni­cow­ana rozdziel­czość kodowa­nia obrazu w różnych częś­ci­ach siatków­ki oka może znaczą­co wpły­wać na sens obrazu. Neu­ro­bi­olog, Mar­garet Liv­ing­stone (2000), pod wpły­wem sug­estii Ern­s­ta Gom­bricha (2005) dostrzegła, że oglą­da­jąc Mona Lisę Leonar­da da Vin­ci, w zależnoś­ci od tego, na której częś­ci obrazu kon­cen­trowała wzrok, miała wraże­nie, że Mona Lisa uśmiecha się do niej inaczej. Kluc­zowa okaza­ła się odległość oglą­danego frag­men­tu od ust mod­el­ki Leonar­da. Im dalej był położony ów frag­ment od jej ust (np. tło lub dłonie) tym bardziej jej uśmiech stawał się pogod­ny. Zdaniem Liv­ing­stone, odpowiedź kry­je się w różni­cy między obrazem rozmy­tym (nieostrym) a obrazem wyrazistym. Im bardziej odd­alamy wzrok od ust Mona Lisy, tym bardziej sta­ją się gład­kie, pełne i zmysłowe.

Za pomocą kom­put­erowego pro­gra­mu graficznego, Liv­ing­stone odt­worzyła obraz twarzy Mona Lisy wtedy, gdy jest ona widziana wyraźnie, za pomocą czop­ków zna­j­du­ją­cych się w dołku cen­tral­nym oraz gdy jej obraz jest rzu­towany na dwie różne częś­ci peryfer­yczne siatków­ki. Tech­nicznie wyglą­dało to tak, że najpierw rozmy­wała obraz za pomocą funkcji gau­sowskiej (Gauss­ian blur), a następ­nie pod­nosiła kon­trast przetwor­zonego zdję­cia, symu­lu­jąc w ten sposób utratę rozdziel­czoś­ci, charak­terysty­czną dla widzenia peryfer­ycznego. Powtórzyłem tę pro­ce­durę i jej efek­ty moż­na zobaczyć na ryc. 59.

Ryc. 59. Prze­filtrowane cyfrowo zdję­cie twarzy Mona Lisy Leonar­da da Vin­ci. Obrazy symu­lu­ją widze­nie twarzy rzu­towanej na: A – cen­trum siatków­ki, mniej niż 5o kąta pola widzenia, B – obszar leżą­cy na grani­cy plam­ki żółtej, czyli ok. 10o kąta pola widzenia i C – obraz reje­strowany peryfer­ycznie, powyżej 15o kąta pola widzenia. Opra­cow­anie własne na pod­staw­ie Liv­ing­stone (2000). Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Light­ness]; (2) Image/Adjustments/Brightness/Contrast [Bright­ness: 0; Con­trast 100]; (3) Filter/Gaussian Blur [Radius: 0/15/25 pix­els]; (4) Filter/Smart Sharp­en [Basic; Set­tings: Default; Amount: 1%/210%/350%; Radius: 64px; Remove: Gauss­ian Blur]
Zestaw­ia­jąc obok siebie efek­ty tych zabiegów rzeczy­wiś­cie okaza­ło się, że im mniej wyraź­na jest twarz Mona Lisy, tym pogod­niejszy jest jej uśmiech. Inny­mi słowy, o ile treś­cią obrazu reje­strowanego cen­tral­nie jest dama o nieco refleksyjnym wyra­zie twarzy, o tyle treś­cią tego samego obrazu, ale reje­strowanego peryfer­ycznie – jest dziew­czy­na, która pogod­niej i bardziej zmysłowo uśmiecha się do spoglą­da­jącej nań osoby.

Liv­ing­stone (2000) zasug­erowała, że jej hipoteza wyjaś­ni­a­ją­ca tajem­niczy uśmiech Mona Lisy w zależnoś­ci od odległoś­ci oglą­danego frag­men­tu obrazu od jej ust jest co najm­niej równie praw­dopodob­na, jak odwołanie się do stosowanej przez Leonar­da da Vin­ci tech­ni­ki zaciera­nia krawędzi mal­owanych obiek­tów i ich częś­ci (sfu­ma­to). Do tej tech­ni­ki jeszcze powrócę w dal­szej częś­ci tej książ­ki, ponieważ pozwala ona lep­iej zrozu­mieć rolę, jaką kon­tu­ry widzianych rzeczy odgry­wa­ją w ich interpretacji.

O widzeniu centralnym i peryferycznym w malarstwie i fotografii

W odniesie­niu do więk­szoś­ci obrazów malars­kich i fotograficznych moż­na powiedzieć, że niemal cała ich powierzch­nia jest wypełniona równie wyrazisty­mi obiek­ta­mi. Wyjątek stanow­ią – i to nie zawsze – np. odległe plany w kra­jo­bra­zie, bliżej nieokreślone tła lub efek­ty uzyski­wane poprzez zmniejszanie głębi ostroś­ci. Są jed­nak również i takie przykłady obrazów, których kom­pozy­c­ja jest pod­kreślona przez wyrazis­tość jed­nych frag­men­tów i niemal całkow­ity brak wyrazis­toś­ci innych. Kiedy przyjrzymy się niek­tórym auto­portre­tom Rem­brand­ta odkry­je­my, że właś­ci­wie tylko twarz artysty została namalowana z dużą dbałoś­cią o szczegóły a obec­ność innych frag­men­tów jest zaled­wie zasyg­nal­i­zowana (np. dłonie) (ryc. 60 i ryc. 61).

Ryci­na 60. Rem­brandt Har­men­szoon van Rijn, Auto­portret (1669). Nation­al Gallery, Lon­dyn, Wiel­ka Bry­ta­nia [86 x 70,5 cm]

Ryci­na 61. Rem­brandt Har­men­szoon van Rijn, Auto­portret (1659). Nation­al Gallery of Art, Wash­ing­ton, USA [85 x 66 cm]
Podob­ne efek­ty moż­na dostrzec w niek­tórych pra­cach Hen­riego de Toulouse-Lautre­ca i Augus­ta Renoira (ryc. 62 i ryc. 63), a także wielu innych artystów.

Ryci­na 62. Hen­ri de Toulouse-Lautrec, Hen­ri Gabriel Ibels (1893). The Met­ro­pol­i­tan Muse­um of Art, New York City, USA [52,1 x 39,4 cm]

Ryci­na 63. Pierre-Auguste Renoir, Madame Hen­ri­ot (1876). Nation­al Gallery of Art, Wash­ing­ton, USA [65,9 x 49,8 cm]
Twarz wyrazista, w porów­na­niu do innych częś­ci obrazu, niewąt­pli­wie jest czyn­nikiem, który zwraca na siebie uwagę obser­wa­to­ra, ale również niemal mag­ne­ty­cznie każe mu ją utrzymy­wać na sobie. Obrazy te znakomi­cie ilus­tru­ją intu­icję artys­tów wyko­rzys­tu­ją­cych mech­a­nizm widzenia cen­tral­nego i peryfer­ycznego. Przyj­mu­jąc, że obrazy te są oglą­dane w muzeum z odległoś­ci ok. 1,5 m oraz, że plam­ka żół­ta obe­j­mu­je maksy­mal­nie do 5,5okąta pola widzenia okazu­je się, że artyś­ci ide­al­nie odt­worzyli relację pola powierzch­ni obrazu reje­strowanego cen­tral­nie do reje­strowanego peryferycznie.

Efek­ty zaprezen­towane na przed­staw­ionych obrazach malars­kich moż­na również uzyskać metodą fotograficzną, poprzez manip­u­lację tzw. głębią (tol­er­ancją) ostroś­ci (depth of field) (ryc. 64).

Ryci­na 64. Zdję­cie z małą głębią ostrości

Głębia ostroś­ci jest odległoś­cią między dwoma płaszczyz­na­mi widzenia zna­j­du­ją­cy­mi się przed i za płaszczyzną pola widzenia D, na którą nastaw­iony jest układ opty­czny aparatu fotograficznego lub oka (ryc. 65). Wszys­tkie obrazy rzu­towane na płaszczyzny leżące między ‑D i +D są reje­strowane z niemal taką samą wyrazis­toś­cią, jak obraz w płaszczyźnie D. Głębia ostroś­ci nie zależy od ako­modacji soczew­ki, ale od wielkoś­ci przesłony lub źreni­cy. Im jest ona mniejsza tym głębia ostroś­ci jest dłuższa, tzn. pozwala na wyraziste reje­strowanie więk­szej licz­by ele­men­tów leżą­cych na wymi­arze w głąb. Efekt ten jest znacznie łatwiej osią­gal­ny i wyko­rzysty­wany w fotografii niż malarstwie.

Ryci­na 65. Głębia ostroś­ci rozu­mi­ana, jako zakres ostrego widzenia w głąb sce­ny trójwymi­arowej; obiek­ty zna­j­du­jące się przed i za tym obszarem są reje­strowane nieostro. Opra­cow­anie własne na pod­staw­ie Mcwhin­nie (2004)

Na koniec tego rozdzi­ału chci­ałbym przy­wołać jeszcze jeden przykład malarza, którego sur­re­al­isty­czne obrazy są wypełnione obiek­ta­mi i przestrzeni­a­mi pro­gramowo przed­staw­iony­mi z różną wyrazis­toś­cią (ryc. 66A). Chris Berens, współczes­ny malarz holen­der­s­ki, zafas­cynowany twór­c­zoś­cią Fransa Hal­sa, Jana Ver­meera i Rem­brand­ta Har­men­szoona van Rij­na, wypra­cow­ał ory­gi­nal­ną tech­nikę malarską. W odróżnie­niu od swoich mis­trzów, malu­je tusza­mi kreślarski­mi na papierze. Twierdzi, że ich włas­noś­ci są podob­ne do farb ole­jnych a jed­nocześnie pozwala­ją na uzyski­wanie zupełnie nowych efek­tów wiz­ual­nych. I rzeczy­wiś­cie, oglą­da­jąc jego obrazy moż­na odnieść wraże­nie, że coś niedo­brego dzieje się z naszym wzrok­iem. Wyglą­da to tak, jak­by układ opty­czny aparatu fotograficznego dys­ponował nie jed­ną, ale wielo­ma głębi­a­mi ostroś­ci naraz.

Ryci­na 66A. Chris Berens, Havali­na (2011). Dig For Fire (wys­tawa cza­sowa), C.A.V.E. Gallery, Venice, CA, USA [60 x 60 cm]

Ryc. 66B. Obraz Chrisa Beren­sa, Havali­na (2011) w wer­sji kon­tur­owej z nałożoną mapą uwa­gi. Opra­cow­anie na pod­staw­ie wyników badań włas­nych. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (3) Filter/Stylize/Find Edges ; (4) Imagae/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (5) Image/Adjustmets/Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100] + mapa uwagi
Wspól­nie z Agatą Kró­likowską pokaza­l­iśmy kilka­naś­cie obrazów Chrisa Beren­sa pon­ad pięćdziesię­ciu osobom badanym. Pod­czas oglą­da­nia obrazów reje­strowal­iśmy ich ruch gałek ocznych za pomocą oku­lo­gra­fu SMI iView X Hi Speed 1250 Hz. Wyni­ki bada­nia w odniesie­niu do obrazu na ryc. 66A, zostały graficznie przed­staw­ione na ryc. 66B.

Obraz na ryc. 66B skła­da się z nałożonych na siebie dwóch obrazów. Na pier­wszym z nich widać tylko czarne niereg­u­larne kresecz­ki. Jest to wynik anal­izy graficznej, której celem było ustal­e­nie krawędzi leżą­cych na styku najbardziej kon­trastu­ją­cy­mi ze sobą miejsc na ryc. 66A, czyli – inny­mi słowy – tych, które charak­teryzu­ją się najwięk­szą wyrazis­toś­cią. W miejs­cach rozmy­tych lub niewyraźnych na obra­zie nie ma żad­nych śladów krawędzi.

Z kolei dru­gi obraz to mapa uwa­gi, czyli graficznie przed­staw­iony zapis ruchu gałek ocznych osób badanych. Bar­wne plamy wskazu­ją na to, jak częs­to badani spoglą­dali na różne częś­ci obrazu i jak dłu­go zatrzymy­wali na nich wzrok. Bar­wa czer­wona jest wskaźnikiem najwięk­szej uwa­gi poświę­canej dane­mu frag­men­towi obrazu, dalej żół­ta, zielona, jas­non­iebies­ka, ciem­non­iebies­ka i lil­iowa. Miejs­ca pozbaw­ione bar­wy to te, na które oso­by badane prak­ty­cznie nie zwracały uwa­gi. Obie tech­ni­ki anal­izy graficznej obrazów i da­nych oko­ru­chowych przed­staw­ię dokład­niej w następ­nym rozdziale.

Tutaj wystar­czy tylko zauważyć, że ist­nieje ścisły związek między położe­niem czarnych krawędzi a uwagą wzrokową poświę­caną dane­mu frag­men­towi obrazu. Im wyrazist­szy jest frag­ment tym chęt­niej mu się przyglą­damy. Nie jest tak zawsze, ale z pewnoś­cią oglą­danie każdej sce­ny wiz­ual­nej zaczy­namy od tych miejsc, które pozwala­ją nam trafnie odczy­tać jej sens.

Pod­sumowu­jąc, w odniesie­niu do wszys­t­kich przed­staw­ionych w tym rozdziale ilus­tracji moż­na postaw­ić pytanie, co spraw­ia, że niek­tóre ich częś­ci widz­imy wyraźnie, a inne nie. Otóż utra­ta wyrazis­toś­ci danego frag­men­tu obrazu lub zdję­cia wiąże się przede wszys­tkim ze zmniejsze­niem się wyrazis­toś­ci kon­turów mal­owanych lub fotografowanych obiek­tów i ich częś­ci. Inny­mi słowy, widz­imy niewyraźnie ponieważ granice leżące na styku dwóch płaszczyzn różnią­cych się jas­noś­cią przenika­ją się tonal­nie, są rozmyte i nie pozwala­ją stwierdz­ić, gdzie się kończy jed­na płaszczyz­na a zaczy­na dru­ga. Widze­nie kon­turów nie tylko pozwala nam na zobacze­nie obiek­tu, ale również na odd­zie­le­nie go od innych obiek­tów obec­nych w sce­nie wiz­ual­nej. Wyo­dręb­ni­an­ie przed­miotów i ich częś­ci na pod­staw­ie ksz­tałtów wyz­nac­zonych przez ich kon­tu­ry jest pod­sta­wową funkcją wzroku (Marr, 1982; Ratliff, 1971). Właśnie tym zagad­nie­niem zajmę się w następ­nym rozdziale.

KONTURY WIDZIANYCH RZECZY

What hap­pens at the bor­ders is the only infor­ma­tion you need to know: the inte­ri­or is bor­ing (Hubel, 1988)

Luminancja obrazu i kontury

Jeśli będziemy oglą­dali zdję­cie pod lupą, na ogół niewiele dostrzeże­my na nim linii kon­tur­owych, czyli kre­sek, które obwodząc leżące obok siebie frag­men­ty sce­ny wiz­ual­nej wyz­nacza­ją ksz­tał­ty zna­j­du­ją­cych się w niej obiek­tów i ich częś­ci. Na ryc. 67 zna­j­du­je się pow­ięk­szony 32 razy prawy kącik lewego oka, wyraźnie sfo­tografowanej dziew­czyny z drugiego planu z poprzed­niego rozdziału.Trudno tutaj doszukać się linii kon­tur­owych, a jed­nak patrząc na małe zdję­cie z lewej strony na ryc. 67 nie mamy wąt­pli­woś­ci, gdzie się zna­j­du­ją wyraźnie zarysowane krawędzie oczu, ust lub włosów sfo­tografowanej dziew­czyny, gdzie kończy się twarz a zaczy­na tło. W znacznym stop­niu decy­du­je o tym sze­rokość pasa tonal­nego, który odd­ziela od siebie różnie oświ­et­lone płaszczyzny mal­owanych lub fotografowanych obiek­tów i ich częś­ci oraz wielkość różni­cy w zakre­sie jas­noś­ci (lumi­nancji) tych płaszczyzn. Im węższy jest pas tonal­ny rozdziela­ją­cy dwie płaszczyzny oraz im więk­sza jest różni­ca w zakre­sie jas­noś­ci tych płaszczyzn tym łatwiej jest ziden­ty­fikować ich granice, czyli kon­tur. Ale w jaki sposób sys­tem wzrokowy wyz­nacza tę granicę?

Ryci­na 67. Pow­ięk­szony 32 razy prawy kącik lewego oka dziew­czyny z fotografii na rycinie 64A (zob. wyżej). Opra­cow­anie graficzne P.F.

Według Davi­da Mar­ra i Ellen C. Hil­dreth (1980), twór­ców jed­nego z matem­aty­cznych algo­ryt­mów, które symu­lu­ją pro­ces wykry­wa­nia krawędzi przez ludzkie oko, kon­tur rzeczy jest prze­jawem tzw. nieciągłoś­ci lumi­nancji. Lumi­nanc­ja ciągła jest typowa dla płaszczyzn, których oświ­etle­nie zmienia się stop­niowo na sto­sunkowo dużej przestrzeni. Z kolei iden­ty­fikac­ja kon­turów jest tym bardziej możli­wa im mniejsza jest przestrzeń, w której zmienia się oświ­etle­nie powierzch­ni. Obec­nie więk­szość pro­gramów kom­put­erowych, które służą do obrób­ki zdjęć ma wbu­dowane algo­ryt­my detekcji krawędzi. Z punk­tu widzenia poruszanej tutaj prob­lematy­ki detekcji kon­turów warto przyjrzeć się uważniej, w jaki sposób one działają.

Po wyi­zolowa­niu kanału lumi­nancji z bar­wnej repro­dukcji obrazu Pierre-Auguste Renoira Madame Hen­ri­ot, zobaczymy obraz w pełnej skali szaroś­ci, od bieli do czerni (ryc. 68A). Jeżeli ter­az pod­damy go anal­izie, której celem jest wyłonie­nie granic między płaszczyz­na­mi o najwięk­szym zróżni­cow­a­niu w zakre­sie jas­noś­ci, wów­czas zobaczymy zarys tych kon­turów twarzy i ubioru mod­el­ki, które w ory­gi­nal­nym obra­zie spostrzegamy jako najwyraźniejsze (ryc. 68B). Inny­mi słowy, wraże­nie wyrazis­toś­ci jakiegoś frag­men­tu obrazu mamy dlat­ego, że dostrzegamy zna­j­du­jące się na nim kon­tu­ry. Usta, nos, zarys włosów, a zwłaszcza oczy Madame Hen­ri­ot są wyraźnie pod­kreślone przez lin­ie kon­tur­owe. Z kolei pozostałe częś­ci jej ciała i ubioru, które zna­j­du­ją się poniżej twarzy widz­imy nieostro ponieważ na pod­staw­ie nielicznych frag­men­tów linii kon­tur­owych pow­stałych w wyniku anal­izy krawędzi nie moż­na wyo­dręb­nić sen­sownych ksz­tałtów. Są jed­nak dwa wyjąt­ki. Jeden zna­j­du­je się mniej więcej w środ­ku dekoltu Madame i jak się domyślamy jest zary­sem biżu­terii. Dru­gi, nieco na lewo to pod­pis Renoira.

Według Davi­da Mar­ra i Ellen C. Hil­dreth (1980), twór­ców jed­nego z matem­aty­cznych algo­ryt­mów, które symu­lu­ją pro­ces wykry­wa­nia krawędzi przez ludzkie oko, kon­tur rzeczy jest prze­jawem tzw. nieciągłoś­ci lumi­nancji. Lumi­nanc­ja ciągła jest typowa dla płaszczyzn, których oświ­etle­nie zmienia się stop­niowo na sto­sunkowo dużej przestrzeni. Z kolei iden­ty­fikac­ja kon­turów jest tym bardziej możli­wa im mniejsza jest przestrzeń, w której zmienia się oświ­etle­nie powierzch­ni. Obec­nie więk­szość pro­gramów kom­put­erowych, które służą do obrób­ki zdjęć ma wbu­dowane algo­ryt­my detekcji krawędzi. Z punk­tu widzenia poruszanej tutaj prob­lematy­ki detekcji kon­turów warto przyjrzeć się uważniej, w jaki sposób one działają.

Po wyi­zolowa­niu kanału lumi­nancji z bar­wnej repro­dukcji obrazu Pierre-Auguste Renoira Madame Hen­ri­ot, zobaczymy obraz w pełnej skali szaroś­ci, od bieli do czerni (ryc. 68A). Jeżeli ter­az pod­damy go anal­izie, której celem jest wyłonie­nie granic między płaszczyz­na­mi o najwięk­szym zróżni­cow­a­niu w zakre­sie jas­noś­ci, wów­czas zobaczymy zarys tych kon­turów twarzy i ubioru mod­el­ki, które w ory­gi­nal­nym obra­zie spostrzegamy jako najwyraźniejsze (ryc. 68B). Inny­mi słowy, wraże­nie wyrazis­toś­ci jakiegoś frag­men­tu obrazu mamy dlat­ego, że dostrzegamy zna­j­du­jące się na nim kon­tu­ry. Usta, nos, zarys włosów, a zwłaszcza oczy Madame Hen­ri­ot są wyraźnie pod­kreślone przez lin­ie kon­tur­owe. Z kolei pozostałe częś­ci jej ciała i ubioru, które zna­j­du­ją się poniżej twarzy widz­imy nieostro ponieważ na pod­staw­ie nielicznych frag­men­tów linii kon­tur­owych pow­stałych w wyniku anal­izy krawędzi nie moż­na wyo­dręb­nić sen­sownych ksz­tałtów. Są jed­nak dwa wyjąt­ki. Jeden zna­j­du­je się mniej więcej w środ­ku dekoltu Madame i jak się domyślamy jest zary­sem biżu­terii. Dru­gi, nieco na lewo to pod­pis Renoira.

Ryci­na 68A. Obraz Renoira, Madame Hen­ri­ot w wer­sji mono­chro­maty­cznej. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 63. Pro­ce­du­ra: Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]

Ryci­na 68B. Obraz Renoira, Madame Hen­ri­ot w wer­sji kon­tur­owej. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 63. Pro­ce­du­ra dla B: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (3) Filter/Stylize/Find Edges ; (4) Imagae/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (5) Image/Adjustmets/Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]
Na dowód, że oczy obser­wa­to­ra są szczegól­nie nastaw­ione na poszuki­wanie najbardziej kon­trastowych miejsc w sce­nie wiz­ual­nej, ponieważ ich anal­iza daje najwięk­sza szan­sę na rozpoz­nanie kon­turów zna­j­du­ją­cych się w niej obiek­tów, warto zwró­cić uwagę na wynik bada­nia oko­ru­chowego, które przeprowadzil­iśmy w naszym lab­o­ra­to­ri­um z Anną Szpak na 38-osobowej grupie stu­den­tów (19 kobi­et i 19 mężczyzn w wieku ok. 22 lat). Zadaniem osób badanych było obe­jrze­nie na 23” mon­i­torze Apple Cin­e­ma HD Dis­play (1920 x 1200 pik­seli) repro­dukcji kilku­nas­tu obrazów. W śród nich znalazł się również obraz Renoira. Nie narzu­cal­iśmy badanym żad­nych ograniczeń cza­sowych, ale cały czas reje­strowal­iśmy ruch ich gałek ocznych za pomocą oku­lo­gra­fu SMI iView X Hi Speed 1250 Hz. Wyni­ki tego bada­nia przed­staw­ione w postaci mapy uwa­gi wzrokowej prezen­tu­je ryc. 69.
Ryci­na 69. Obraz Renoira, Madame Hen­ri­ot z nanie­sioną mapą uwa­gi (atten­tion map), która wskazu­je na obszary najwięk­szego zain­tere­sowa­nia osób badanych (inten­sy­wność zain­tere­sowa­nia jest zaz­nac­zona bar­wa­mi od czer­wonej, przez pomarańc­zową, żółtą, zieloną niebieską i file­tową do szarej). Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie wyników badań własnych

Porównu­jąc zapisy na ryc. 68 A i ryc. 69 łat­wo zauważyć, że najwięk­sze zain­tere­sowanie osób badanych wzbudz­iła twarz oraz wspom­ni­ane dwa ele­men­ty, które wyróż­ni­a­ją się wyższą kon­trastowoś­cią, czyli brosz­ka w dekol­cie sukni i pod­pis artysty. Warto dodać, że kolorowa mapa uwa­gi na ryc. 69 zaw­iera uśred­nioną infor­ma­cję zarówno o licz­bie punk­tów chwilowego zatrzy­ma­nia wzroku na danym frag­men­cie obrazu, jak i o cza­sie tych fik­sacji, dla wszys­t­kich osób badanych razem.

Sko­ro miejs­ca o pod­wyżs­zonej kon­trastowoś­ci między leżą­cy­mi obok siebie płaszczyz­na­mi budzą znacznie więk­sze zain­tere­sowanie, niż inne miejs­ca na obra­zie warto odpowiedzieć na pytanie, jaki neu­rofizjo­log­iczny mech­a­nizm odpowia­da za ten efekt.

Pasma Ernsta Macha

W 1865 roku aus­tri­ac­ki fizyk, filo­zof i psy­cholog, Ernst Mach, opub­likował artykuł, w którym zapro­ponował kon­cepcję wyjaś­ni­a­jącą iluzję wzrokową pole­ga­jącą na tym, że wzdłuż krawędzi leżą­cych obok siebie płaszczyzn o różnej jas­noś­ci moż­na dostrzec dodatkowe cienkie, ale wyraźne pasy: jaśniejszy po stron­ie płaszczyzny jaśniejszej i ciem­niejszy po stron­ie płaszczyzny ciem­niejszej (ryc. 70 A).

Ryci­na 70A. Prze­jś­cia tonalne nieciągłe. Opra­cow­anie graficzne P.F.
Ryci­na 70B. Prze­jś­cia tonalne ciągłe. Opra­cow­anie graficzne P.F.

Przyglą­da­jąc się chwilę jed­no­li­cie białej powierzch­ni pros­toką­ta na ryc. 70 A zauważymy wąską, nieco jaśniejszą lin­ię zna­j­du­jącą się tuż przed krawędz­ią szarego pros­toką­ta. Spraw­ia ona wraże­nie, jak­by była jeszcze biel­sza niż biel całego pros­toką­ta. W rzeczy­wis­toś­ci nie ma tam żad­nej jaśniejszej linii o czym łat­wo moż­na się przekon­ać pod­da­jąc obraz anal­izie w pro­gramie do cyfrowej obrób­ki zdjęć. Podob­ny efekt wys­tępu­je również po stron­ie czarnej powierzch­ni pier­wszego pros­toką­ta z lewej strony, choć nieco trud­niej go dostrzec. Paradok­sal­nie, cho­ci­aż czerń płaszczyzny jest 100-pro­cen­towa, to pio­nowy pas wyda­je się jeszcze „czarniejszy”. Żeby go dostrzec wystar­czy nieco dłużej zatrzy­mać wzrok w miejs­cu, gdzie czarna płaszczyz­na zaczy­na się roz­jaś­ni­ać a linia ujawni się w całej pełni. Opisana iluz­ja wzrokowa znana jest jako pas­ma (bands) lub wstę­gi Macha. Dla porów­na­nia, gdy prze­jś­cie między czernią a bielą jest ciągłe, jak na ryc. 70 B, wów­czas nie moż­na zobaczyć dodatkowych pasów odd­ziela­ją­cych ciemne frag­men­ty płaszczyzny od jasnych.

Jed­nym z najwybit­niejszych znaw­ców kon­cepcji Ern­s­ta Macha był psy­chofizjolog i biofizyk, Floyd Ratliff (1919–1999), który przez wiele lat prowadz­ił bada­nia nad iluz­ja­mi opty­czny­mi, zwłaszcza związany­mi z kon­trastem koloru i jas­noś­ci. Był także miłośnikiem twór­c­zoś­ci Neoim­presjon­istów między inny­mi dlat­ego, że fas­cynowało ich przed­staw­ian­ie zjawiskowoś­ci świa­ta, w taki sposób, w jaki jawi się on w subiek­ty­wnych aktach per­cepcji wzrokowej (Ratliff, 1992).

Anal­izu­jąc obraz Śni­adanie. Jadal­nia, namalowany przez Paula Signaca, Ratliff (1971) zauważył, że artys­ta – świadomie lub nieświadomie – namalował niek­tóre obiek­ty z uwzględ­nie­niem iluzji pasów Macha (ryc. 71 A).

Ryci­na 71 A. Paul Signac, Śni­adanie. Jadal­nia (1886/87). Rijksmu­se­um Kröller-Müller, Otter­lo, Holan­dia [89 x 115 cm]
Na powierzch­ni stołu kładzie się kil­ka cieni rzu­canych przez książkę, salaterkę, karafkę, talerz, pudełko i dłoń (ryc. 71 B). W miejs­cu styku krawędzi ciem­niejszego przed­mio­tu i nieco jaśniejszego cienia, Signac roz­jaśnił nieco cień, by w ten sposób pod­kreślić kon­trast między nim a przed­miotem, który go rzu­ca. Oso­ba oglą­da­ją­ca obraz nie ma wąt­pli­woś­ci, jaki ksz­tałt ma namalowany przed­miot, bowiem cień został dodatkowo odcię­ty od przed­mio­tu jaśniejszym pasem. Jest to znakomi­ta ilus­trac­ja pasm Macha, namalowanych tak, jak „widzi” je mózg.

Ryc. 71 B. Frag­ment obrazu Paula Signaca, Śni­adanie. Jadal­nia (1886/87) w wer­sji mono­chro­maty­cznej. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 71 A. Pro­ce­du­ra: Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]
Innym przykła­dem uwyraźnienia przez artys­tę miejs­ca styku dwóch płaszczyzn o podob­nym oświ­etle­niu jest obraz George­sa Seu­ra­ta, Kąpią­cy się w Asnières (ryc. 72). W miejs­cach oznac­zonych strza­łka­mi malarz przy­ciem­ni­ał (czarne strza­ł­ki) lub roz­jaś­ni­ał (białe strza­ł­ki) tło, żeby pod­kreślić rozdziel­ność fig­ury od tła. Ciekawe, że cho­ci­aż jest to poważ­na ingerenc­ja w sposób namalowa­nia względ­nie jed­no­litego tła wody, bez zwróce­nia uwa­gi na ten szczegół, jest ona praw­ie niezauważalna.

Ryci­na 72. Georges Seu­rat, Kąpią­cy się w Asnières (1884). Nation­al Gallery, Lon­dyn, Wiel­ka Bry­ta­nia [201 × 300 cm]
His­to­ria sztu­ki dostar­cza wielu przykładów dzieł malars­kich, pochodzą­cych z różnych kul­tur, epok i stylów, których autorzy intu­icyjnie wyko­rzysty­wali iluzję Macha w celu pod­kreśle­nia kon­trastu między obiek­ta­mi przed­staw­iony­mi w sce­nie wiz­ual­nej. Czytel­ników zain­tere­sowanych różny­mi przykłada­mi takich dzieł odsyłam do pub­likacji Michaela F. Marmo­ra i Jame­sa G. Rav­ina (1997; 2009), Pio­tra Przy­bysza i Pio­tra Markiewicza (2010), Floy­da Ratlif­fa (1992) i Rober­ta L. Sol­so (1996). Zarówno chińs­cy malarze sprzed kilku tysię­cy lat, mis­tr­zowie Rene­san­su, jak i współcześni malarze z równym powodze­niem wyko­rzysty­wali tę tech­nikę w swoich pracach.

Czy zatem pas­ma Macha są tylko ciekawą iluzją optyczną?

Bynaj­mniej, okazu­je się, że są one prze­jawem akty­wnoś­ci jed­nego z najważniejszych mech­a­nizmów wzrokowych, którego celem jest iden­ty­fikac­ja kon­turów widzianych rzeczy poprzez pod­nosze­nie kon­trastu między leżą­cy­mi obok siebie powierzch­ni­a­mi o różnej jas­noś­ci. Dzię­ki temu łatwiej jest wyróżnić częś­ci skład­owe w jed­nym przed­mio­cie i odd­zielić jedne przed­mio­ty od drugich. W szczegól­noś­ci mech­a­nizm ten jest użyteczny w odniesie­niu do tych frag­men­tów obrazu, które są rzu­towane na peryfer­yczne częś­ci siatków­ki, położone z dala od doł­ka centralnego.

A zatem raz jeszcze o budowie siatkówki: kanały ON i OFF

Żeby dobrze zrozu­mieć, jak dzi­ała mech­a­nizm odpowiedzial­ny za wzmac­ni­an­ie kon­turów oglą­danych rzeczy, trze­ba wejść w głąb siatków­ki oka i przyjrzeć się jej skom­p­likowanej budowie (Dacey, 2000). Tak jak zostało to już wcześniej zasyg­nal­i­zowane, skła­da się ona z pię­ciu warstw komórek: (1) światłoczułych prę­cikówczop­ków, (2) komórek hory­zon­tal­nych, (3) komórek dwu­biegunowych, (4) komórek amakrynowych i (5) komórek zwo­jowych (ryc. 73). Komór­ki światłoczułe, czyli fotore­cep­to­ry (warst­wa 1) reagu­ją na światło wpada­jące do oka. Komór­ki hory­zon­talne (warst­wa 2) i amakrynowe (warst­wa 4) łączą ze sobą fotore­cep­to­ry w tzw. pola recepcyj­ne i pośred­nio lub bezpośred­nio odd­zi­ału­ją na akty­wność komórek dwu­biegunowych (warst­wa 3). Te z kolei przekazu­ją syg­nały zarówno z fotore­cep­torów, jak i z pól recep­cyjnych do komórek zwo­jowych (warst­wa 5). W końcu komór­ki zwo­jowe, za pośred­nictwem swoich długich aksonów przesyła­ją syg­nały elek­tryczne w głąb mózgu.

Jak widać, kora mózgu jest infor­mowana o rozkładzie światła w sce­nie wiz­ual­nej nie tylko na pod­staw­ie pobudzenia samych fotore­cep­torów, ale również na pod­staw­ie akty­wnoś­ci połąc­zonych z nimi komórek tworzą­cych całą siatkówkę oka.

Ryci­na 73. Schemat orga­ni­za­cji komórek siatków­ki: 1 – warst­wa komórek światło-czułych: C – czop­ki (cones); R – prę­ci­ki (rods); 2 – warst­wa komórek hory­zon­tal­nych – H (hor­i­zon­tal cells); 3 – warst­wa komórek dwu­biegunowych, m.in: FMB – karłowate komór­ki typu OFF (flat midget bipo­lar cells); IMB – karłowate komór­ki typu ON (invagi­nat­ing midget bipo­lar cells); IDB – komór­ki typu ON (invagi­nat­ing bipo­lar cells); RB –komór­ki połąc­zone tylko z prę­cika­mi (rod bipo­lar cells); 4 – warst­wa komórek amakrynowych – A (amacrine cell) i dodatkowych komórek, łączą­cych pola recep­cyjne komórek hory­zon­tal­nych i zwo­jowych w więk­sze struk­tu­ry; I – interneu­ron (inter­plex­i­form cell); 5 – warst­wa komórek zwo­jowych: G – komór­ki para­solowe (para­sol gan­glion cells); MG – komór­ki karłowate (midget gan­glion cells). Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie Dowl­ing (2002)

Komór­ki hory­zon­talne zna­j­du­ją się tuż pod fotore­cep­tora­mi i łączą z nimi za pomocą sieci wypustek, zwanych dendry­ta­mi (ryc. 74). Połąc­zone ze sobą fotore­cep­to­ry za pomocą jed­nej komór­ki hory­zon­tal­nej tworzą jej pole recep­cyjne. Jed­na taka komór­ka może połączyć ze sobą od kilku do kilkudziesię­ciu fotoreceptorów.

Ryci­na 74. Wybar­wiona komór­ka hory­zon­tal­na w siatków­ce oka kró­li­ka. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie Mills i Massey (1994)

Z kolei każdy fotore­cep­tor może łączyć się nie tylko z jed­ną, ale co najm­niej z dwoma komórka­mi hory­zon­tal­ny­mi. Taki układ połączeń między komórka­mi światłoczuły­mi i hory­zon­tal­ny­mi powodu­je, że w siatków­ce oka tworzą się duże zgrupowa­nia pow­iązanych ze sobą fotore­cep­torów. Każ­da taka gru­pa w połącze­niu z poje­dynczą komórką zwo­jową za pośred­nictwem komór­ki dwu­biegunowej tworzy pole recep­cyjne tej komór­ki zwo­jowej.

Warto w tym miejs­cu uświadomić sobie, że dane o stanie pobudzenia poszczegól­nych fotore­cep­torów w siatków­ce oka – za wyjątkiem niewielkiego obszaru doł­ka cen­tral­nego – nie są przekazy­wane do kory mózgu. Prze­ci­wnie, infor­ma­c­ja na wyjś­ciu z siatków­ki jest co najm­niej o dwa rzędy wielkoś­ci uboższa, niż na wejściu.

Część fotore­cep­torów, które zna­j­du­ją się w środ­kowej częś­ci pola recep­cyjnego komór­ki zwo­jowej łączy się nie tylko z komórką hory­zon­tal­ną, ale także bezpośred­nio z komórką dwu­biegunową. Jest to o tyle ważne, że infor­ma­c­ja o stanie pobudzenia fotore­cep­torów tworzą­cych całe pole recep­cyjne jest przekazy­wana do komór­ki zwo­jowej tylko za pośred­nictwem komórek dwu­biegunowych. Najlepiej widać tę sieć połączeń na przekro­ju pola recep­cyjnego komór­ki zwo­jowej (ryc. 75). Fotore­cep­to­ry zna­j­du­jące się w środ­kowej częś­ci pola recep­cyjnego komór­ki hory­zon­tal­nej są ze sobą dodatkowo połąc­zone za pomocą dendry­tów komór­ki dwubiegunowej.

Ryci­na 75. Schematy­czny przekrój pola recep­cyjnego komór­ki zwo­jowej, połąc­zonej z jed­ną komórką dwu­biegunową. Fotore­cep­to­ry zna­j­du­jące się w środ­kowej częś­ci pola recep­cyjnego (pomarańc­zowe) łączą się tylko z komórką dwu­biegunową, nato­mi­ast pozostałe fotore­cep­to­ry tego pola (czer­wone) łączy zarówno komór­ka hory­zon­tal­na, jak i dwu­biegunowa. Opra­cow­anie graficzne P.A. na pod­staw­ie BrainHQ

Pod­sumowu­jąc, pole recep­cyjne komór­ki zwo­jowej utwor­zone przez sieć pow­iązanych ze sobą komórek hory­zon­tal­nych moż­na podzielić na dwa obszary: cen­tral­ny, w którym fotore­cep­to­ry są obsługi­wane zarówno przez komórkę hory­zon­tal­ną, jak i dwu­biegunową oraz część peryfer­yczną, tzw. otoczkę, w której fotore­cep­to­ry są pow­iązane ze sobą tylko za pomocą komór­ki hory­zon­tal­nej. Infor­ma­c­ja o jas­noś­ci obrazu rzu­towanego na pole recep­cyjne jest uza­leżniona od tego ile fotore­cep­torów zostało pobud­zonych w częś­ci środ­kowej, a ile w peryfer­ycznej i na dodatek, jak inten­sy­wnym światłem (Matthews, 2000). Zależy ona także od pewnej szczegól­nej włas­noś­ci komórek dwu­biegunowych i zwojowych.

W siatków­ce oka zna­j­du­ją się bowiem dwa rodza­je komórek dwu­biegunowych, tzw. włączeniowe (ON) i wyłączeniowe (OFF). Każdy rodzaj komór­ki dwu­biegunowej jest związany z odpowiada­jącą jej komórką zwo­jową, także typu włączeniowego (ON) i wyłączeniowego (OFF). Połącze­nie: fotore­cep­tor (lub fotore­cep­to­ry) → komór­ka dwu­biegunowa typu ON → komór­ka zwo­jowa typu ON nazy­wa się kanałem włączeniowym lub kanałem typu ON, nato­mi­ast połącze­nie: fotore­cep­tor (lub fotore­cep­to­ry) → komór­ka dwu­biegunowa typu OFF → komór­ka zwo­jowa typu OFF nazy­wa się kanałem wyłączeniowym lub kanałem typu OFF (Longstaff, 2002).

Jeżeli światło o natęże­niu więk­szym niż śred­nie oświ­etle­nie w danej okol­i­cy siatków­ki pada na fotore­cep­tor (lub fotore­cep­to­ry) połąc­zone bezpośred­nio z kanałem typu ON, czyli na środek pola recep­cyjnego, wów­czas komór­ka zwo­jowa zin­ter­pre­tu­je ten syg­nał jako infor­ma­cję o pobudze­niu światłem tego fotore­cep­to­ra lub ich grupy. Reakc­ja komór­ki zwo­jowej będzie tym sil­niejsza, im więcej będzie pobud­zonych fotore­cep­torów zna­j­du­ją­cych się w środ­ku pola recep­cyjnego i im mniej, leżą­cych na jego peryfe­ri­ach (ryc. 76, wier­sz (a), kolum­na: ON).

Ryci­na 76. Reakc­je komórek zwo­jowych typu ON i OFF na zakres oświ­etle­nia pola recep­cyjnego. Jas­na powierzch­nia cen­tral­nej lub peryfer­ycznej częś­ci pola recep­cyjnego komór­ki zwo­jowej oznacza, że jest ona oświ­et­lona, a ciem­na powierzch­nia oznacza brak oświ­etle­nia danej częś­ci pola. Zagęszcze­nie linii pio­nowych w cza­sie trwa­nia bodź­ca świ­etl­nego oznacza inten­sy­wność reakcji komór­ki zwo­jowej. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie Longstaff (2002)

Bard­zo podob­nie zareagu­je komór­ka zwo­jowa typu OFF wtedy, gdy na fotore­cep­to­ry umieszc­zone w cen­trum jej pola recep­cyjnego pad­nie światło o mniejszej inten­sy­wnoś­ci niż śred­nia inten­sy­wność oświ­etle­nia w danej okol­i­cy siatków­ki. Wów­czas komór­ka zwo­jowa przekaże do mózgu infor­ma­cję, że obraz rzu­towany na tę okolicę siatków­ki jest ciem­ny (ryc. 76 wier­sz (a), kolum­na: OFF).

Pod­sumowu­jąc, kanał typu ON przekazu­je do mózgu infor­ma­c­je o położe­niu jas­nych miejsc w obra­zie, a kanał typu OFF o położe­niu ciem­nych miejsc.

Jeżeli cen­tral­na część pola recep­cyjnego komór­ki zwo­jowej typu OFF zostanie oświ­et­lona, a jego otocz­ka pozostanie w cie­niu, wów­czas komór­ka zwo­jowa nie zareagu­je. Podob­nie będzie wów­czas gdy nieoświ­et­lona pozostanie cen­tral­na część pola recep­cyjnego komór­ki zwo­jowej typu ON, a oświ­et­lona będzie tylko otocz­ka (ryc. 76, wier­sz (b), kolum­ny: ON i OFF). Cho­ci­aż w obu przy­pad­kach komór­ki zwo­jowe nie zareagu­ją, to dla mózgu to także jest wartoś­ciowa infor­ma­c­ja, bowiem mówi ona coś na tem­at jas­noś­ci różnych punk­tów obrazu rzu­towanego na siatkówkę oka. Ponieważ licz­ba kanałów typu ON i OFF w siatków­ce oka jest taka sama i są one mniej więcej równomiernie rozłożone obok siebie, dlat­ego mózg jest stale infor­mowany o pobudze­niu fotore­cep­torów, nieza­leżnie od tego czy pada na nie inten­sy­wne światło czy też zna­j­du­ją się w cie­niu (Har­ris i Humphreys, 2002).

Nieco mniej „intere­su­ją­ca” dla mózgu jest sytu­ac­ja, gdy wszys­tkie fotore­cep­to­ry w polu recep­cyjnym komór­ki zwo­jowej zare­jestru­ją światło o podob­nej inten­sy­wnoś­ci, bez wzglę­du na jego jas­ność. Wów­czas siła syg­nału przenos­zonego zarówno przez kanał typu ON, jak i OFF zostanie zrównoważona i komór­ka zwo­jowa zareagu­je z umi­arkowaną inten­sy­wnoś­cią, typową dla jej spon­tan­icznej akty­wnoś­ci (ryc. 76, wier­sz ©, kolum­ny: ON i OFF). Z punk­tu „widzenia” mózgu infor­ma­c­ja o jed­no­litej jas­noś­ci więk­szego frag­men­tu obrazu oznacza tyle, że na dane pole recep­cyjne jest rzu­towany frag­ment powierzch­ni (a nie krawędzi) jakiegoś obiek­tu lub tła. Zdaniem Davi­da Hubela (1988), wnętrza płaszczyzn o jed­no­litej inten­sy­wnoś­ci oświ­etle­nia są dla mózgu po pros­tu nieciekawe.

Hamowanie oboczne, jako mechanizm zwiększania kontrastu

Czas powró­cić do wyjaśnienia ilu­zo­rycznych pasm Macha. Zgod­nie z jego hipotezą, jaśniejsze i ciem­niejsze pasy widoczne na styku powierzch­ni o różnej jas­noś­ci są związane z dzi­ałaniem mech­a­niz­mu hamowa­nia obocznego, pole­ga­jącego na wza­jem­nym zmniejsza­niu akty­wnoś­ci połąc­zonych ze sobą komórek. Oczy­wiś­cie Mach nie miał tech­nicznych możli­woś­ci, żeby empirycznie zwery­fikować tę hipotezę, ale jego intu­ic­ja była trafna.

Cho­ci­aż pole recep­cyjne komór­ki zwo­jowej grupu­je nawet po kilka­set fotore­cep­torów to i tak jego powierzch­nia nie przekracza 1 mm². Podob­nie jak komór­ki hory­zon­talne tworzą sieci połączeń w ramach pola recep­cyjnego poje­dynczej komór­ki zwo­jowej, tak też pola recep­cyjne różnych komórek zwo­jowych nie dzi­ała­ją w odosob­nie­niu lecz są ze sobą pow­iązane. Szczegól­ną rolę w łącze­niu ze sobą pól recep­cyjnych komórek zwo­jowych odgry­wa­ją komór­ki amakrynowe, a także inne interneu­rony (zob. warst­wa 4 na ryc. 73). Oby­d­wa rodza­je komórek wiążą się z komórka­mi dwu­biegunowy­mi na wyjś­ciu, tzn. tuż przed ich połącze­niem z komórką zwo­jową. Dzię­ki takiemu miejs­cu połączenia z komórką dwu­biegunową, komór­ki amakrynowe dys­ponu­ją pełną „wiedzą” doty­czącą tego, jaki syg­nał jest przekazy­wany z danego pola recep­cyjnego do komór­ki zwo­jowej. Jest to też ostat­ni moment, żeby z tym syg­nałem jeszcze coś zro­bić. Moż­na go bowiem albo wzmoc­nić, albo wyhamować.

Wiele komórek amakrynowych zaj­mu­je się wyłącznie hamowaniem akty­wnoś­ci komórek dwu­biegunowych. Nie jest to jed­nak takie całkiem bez sen­su. Prze­ci­wnie, stanowi pod­stawę detekcji kon­turów widzianych rzeczy. Najproś­ciej mech­a­nizm hamowa­nia obocznego (lat­er­al inhi­bi­tion) – tak bowiem nazy­wa się akty­wność komórek, które hamu­ją nie­jako „z boku” poziom pobudzenia sąsiadu­ją­cych ze sobą komórek dwu­biegunowych – moż­na wyjaśnić za pomocą prostego rysunku (ryc. 77).

Ryci­na 77. Schematy­cz­na ilus­trac­ja mech­a­niz­mu hamowa­nia obocznego (objaśnienia w tekś­cie). Opra­cow­anie graficzne P.A. na pod­staw­ie Matthews (2000)

Schemat na ryc. 77 przed­staw­ia hipote­ty­czne reakc­je sześ­ciu komórek zwo­jowych leżą­cych na styku dwóch obszarów o różnej jas­noś­ci. Komór­ki zwo­jowe są związane z sześ­cioma pola­mi recep­cyjny­mi, ułożony­mi prostopa­dle do krawędzi tych obszarów. Powierzch­nia z lewej strony jest oświ­et­lona (biała) a z prawej, zna­j­du­je się w cie­niu (szara).

Dla zilus­trowa­nia dzi­ała­nia mech­a­niz­mu hamowa­nia obocznego przyj­mu­jmy za Garym G. Matthewsem (2000) następu­jące założe­nia: (1) jas­ność płaszczyzny obrazu po prawej stron­ie jest o połowę mniejsza na umownej skali jas­noś­ci światła, niż jas­ność płaszczyzny po lewej stron­ie, (2) hamu­ją­cy wpływ komórek amakrynowych na syg­nał przekazy­wany przez komórkę dwu­biegunową do komór­ki zwo­jowej wynosi 20% inten­sy­wnoś­ci światła w danym rejonie, tzn. w obszarze oświ­et­lonym przez 100 jed­nos­tek komór­ka amakrynowa obniża poziom syg­nału w komórce dwu­biegunowej o 20 jed­nos­tek, a w obszarze oświ­et­lonym przez 50 jed­nos­tek, syg­nał jest obniżany o 10 jed­nos­tek oraz (3) każ­da komór­ka dwu­biegunowa jest połąc­zona za pomocą komórek amakrynowych z dwoma sąsiadu­ją­cy­mi z nią komórka­mi dwu­biegunowy­mi. Resz­ta to już pros­ta arytmetyka.

Dwie pier­wsze komór­ki dwu­biegunowe z lewej strony odbier­a­ją z fotore­cep­torów syg­nał o jas­noś­ci pobudza­jącego je światła na poziomie 100 jed­nos­tek. Tuż przed połącze­niem z komórką zwo­jową, syg­nał przekazy­wany przez komórkę dwu­biegunową jest hamowany, czyli obniżany przez dwie komór­ki amakrynowe o 40 jed­nos­tek (po 20 jed­nos­tek przez komórkę amakrynową z prawej i z lewej strony). W rezulta­cie obie komór­ki zwo­jowe otrzy­mu­ją z komórek dwu­biegunowych infor­ma­cję, że ich pola recep­cyjne zare­je­strowały światło o inten­sy­wnoś­ci 60 jed­nos­tek (100 – 20 – 20 = 60). Podob­ne pro­cesy zachodzą w dwóch komórkach dwu­biegunowych z prawej strony wykre­su. Ponieważ są one oświ­et­lone mniej inten­sy­wnym światłem (50 jed­nos­tek), dlat­ego pob­liskie komór­ki amakrynowe obniża­ją przekazy­wany przez nie syg­nał tylko o 10 jed­nos­tek, każ­da (20% z 50 jed­nos­tek). W rezulta­cie komór­ki zwo­jowe otrzy­mu­ją infor­ma­cję o jas­noś­ci tych obszarów na poziomie 30 jed­nos­tek (50 – 10 – 10 = 30).

Naj­ciekawsze są jed­nak wyni­ki ode­j­mowa­nia wartoś­ci reprezen­tu­ją­cych wielkość syg­nału przekazy­wanego przez komór­ki dwu­biegunowe w okol­i­cy krawędzi między obiema płaszczyz­na­mi o różnej inten­sy­wnoś­ci oświ­etle­nia. Cho­ci­aż komór­ka dwu­biegunowa, która zna­j­du­je się po jas­nej stron­ie płaszczyzny odbiera z fotore­cep­torów infor­ma­cję o 100 jed­nos­tkach światła, to sumaryczny poziom jej hamowa­nia przez dwie komór­ki amakrynowe wynosi nie 40, ale 30 jed­nos­tek. Bierze się to stąd, że najbliżej leżą­ca po stron­ie cienia komór­ka dwu­biegunowa jest hamowana przez jed­ną komórkę amakrynową na poziomie 10, a nie 20 jed­nos­tek światła, bowiem pole recep­cyjne z którym jest związana jest pobudzane światłem o inten­sy­wnoś­ci 50 jed­nos­tek, a nie 100. W sum­ie do komór­ki zwo­jowej dociera infor­ma­c­ja, że jej pole recep­cyjne jest nasy­cone światłem o wartoś­ci 70 jed­nos­tek (100 – 20 – 10 = 70), a nie 60 jed­nos­tek, jak są infor­mowane komór­ki zwo­jowe leżące bardziej na lewo od niej. I to jest właśnie owo jaśniejsze pas­mo Macha po stron­ie inten­sy­wniej oświ­et­lonej płaszczyzny obrazu.

Wystar­czy tylko wyobraz­ić sobie kilka­dziesiąt szeregów pól recep­cyjnych, ana­log­icznych jak na ryc. 77, które leżą prostopa­dle do grani­cy światła i z jed­nego jaśniejszego punk­tu mamy cały ich ciąg układa­ją­cy się wzdłuż jas­nej krawędzi oświ­et­lonej powierzchni.

Ana­log­icz­na jest kalku­lac­ja w odniesie­niu do pier­wszego pola recep­cyjnego leżącego po stron­ie cienia. Tu również komór­ka dwu­biegunowa jest inaczej hamowana przez komór­ki amakrynowe leżące z jej prawej i z lewej strony. Skutkiem tego do komór­ki zwo­jowej dociera infor­ma­c­ja o ciem­niejszym pasie niż cała powierzch­nia po prawej stron­ie obrazu (50 – 20 – 10 = 20). I to jest właśnie ciem­niejsze pas­mo Macha po stron­ie zacienionej płaszczyzny obrazu.

Spostrze­ganie różnic w zakre­sie jas­noś­ci w pobliżu krawędzi dwóch płaszczyzn o różnej lumi­nancji ilus­tru­je także wykres na ryc. 78. Po jaśniejszej stron­ie krawędzi widać wyraźne wzmoc­nie­nie subiek­ty­wnie spostrze­ganej jas­noś­ci powierzch­ni obrazu nato­mi­ast po ciem­nej stron­ie krawędzi – równie wyraźne obniże­nie jasności.

Ryci­na 78. Spostrze­gana jas­ność powierzch­ni o różnej lumi­nancji. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie Matthews (2000)

Oczy­wiś­cie trze­ba pamię­tać o tym, że detekc­ja krawędzi między dwoma płaszczyz­na­mi o różnej jas­noś­ci jest możli­wa w wyniku pojaw­ienia się w komórkach zwo­jowych w tym samym cza­sie podob­ne­go syg­nału z leżą­cych obok siebie kilku lub kilku­nas­tu pól recep­cyjnych. Warto w tym miejs­cu dodać, że mech­a­nizm cza­sowego grupowa­nia podob­nych syg­nałów płyną­cych z siatków­ki do mózgu odgry­wa bard­zo ważną rolę również w wykry­wa­niu ori­en­tacji przestrzen­nej ziden­ty­fikowanych krawędzi. Jak pamię­tamy anal­izą tej cechy krawędzi oglą­danych rzeczy zaj­mu­ją się komór­ki tworzące kolum­ny w pier­ws­zorzę­dowej korze wzrokowej w mózgu.

Na koniec warto raz jeszcze przy­pom­nieć trzy sprawy.

Po pier­wsze pas­ma Macha są iluzją, tzn. w rzeczy­wis­toś­ci nie ist­nieją na obra­zie rzu­towanym na siatkówkę oka. Jeżeli były nanos­zone na obraz (np. przez Paula  Signaca, ryc. 72) to tylko dlat­ego, żeby pod­kreślić ich obec­ność w subiek­ty­wnym doświad­cze­niu widzenia.

Po drugie, pas­ma Macha są prze­jawem dzi­ała­nia neu­rofizjo­log­icznego mech­a­niz­mu służącego do pod­noszenia kon­trastu między leżą­cy­mi obok siebie powierzch­ni­a­mi o różnym nasyce­niu światła.

I wresz­cie po trze­cie, stanow­ią one prze­ci­wwagę dla nieostrego widzenia tych frag­men­tów obrazu, które są rzu­towane zwłaszcza na peryfer­yczne częś­ci siatków­ki, przez co zwięk­sza­ją praw­dopodobieńst­wo dostrzeże­nia w tych miejs­cach kon­turów rzeczy w oglą­danej sce­nie wizualnej.

Kontur – fundament i szkielet obrazu

Wyko­rzys­tanie kon­tu­ru do obra­zowa­nia widzianych rzeczy jest najbardziej nat­u­ral­ną i najs­tarszą umiejęt­noś­cią człowieka. Świad­czą o tym zarówno ilus­trac­je zwierząt i ludzi sprzed 20–30 tysię­cy lat, zna­j­du­jące się na ścianach jask­iń w Altamirze, Las­caux lub Chau­vet (ryc. 79), naskalne ryty w Gob­us­tanie (ryc. 80A), jak również rysun­ki dzieci (ryc. 80B). Intere­su­jące jest to, że cho­ci­aż widziane rzeczy najczęś­ciej nie mają kon­turów, to usiłu­jąc przed­staw­ić ich ksz­tał­ty na obra­zie naty­ch­mi­ast kreślimy je za pomocą linii, które oznacza­ją krawędzie. Narysowana linia kon­tur­owa skon­trastowana z tłem jed­noz­nacznie odci­na od siebie płaszczyzny, które należą do widzianych rzeczy i do tła, lub które wyz­nacza­ją istotne frag­men­ty tych rzeczy. Jed­nocześnie wykreśle­nie kon­tu­ru zwal­nia sys­tem wzrokowy z przeprowadzenia skom­p­likowanych oper­acji pod­bi­ja­nia kon­trastu przez mech­a­nizm hamowa­nia obocznego. Kon­tur jest bowiem rzu­towanym na płaszczyznę obrazu wynikiem dzi­ała­nia tego mech­a­niz­mu. Jest artysty­czną styl­iza­cją efek­tów hamowa­nia obocznego. Rysu­jąc kon­tur na płaszczyźnie obrazu przed­staw­iamy świat zare­je­strowany na wyjś­ciu z siatków­ki oka w kierunku mózgu.

Ryci­na 79. Rysun­ki zwierząt na ścian­ie jask­i­ni Chau­vet sprzed pon­ad 30 tys. lat. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ARTPROJECTA

Warto w tym miejs­cu uświadomić sobie wagę odkrycia kon­tu­ru, jako pod­sta­wowego narzędzia obra­zowa­nia. Zan­im pojaw­iły się pier­wsze rysun­ki lub ryty naskalne, nasi przod­kowie wyłącznie rzeź­bili obiek­ty przestrzenne. Najczęś­ciej były to postaci kobi­et lub zwierząt i instru­men­ty muzyczne.

Ryci­na 80A. Gazele (kamień nr 37 je), Góry Kichik­dash, Górny Pale­olit i Mezolit [55 x 45 cm]
Ryci­na 80B. Sta­do koni, rysunek 10-let­niej Audrey w ramach pro­gra­mu eduka­cyjnego Voice for the Horse

Gdzieś ok. 30 000 lat przed nasza erą, a być może nawet jeszcze trochę wcześniej, człowiek odkrył, że obiek­ty trójwymi­arowe, nawet jeśli nie posi­ada­ją kon­tu­ru mogą być przed­staw­ione na płask­iej powierzch­ni za pomocą nad­palonego kawał­ka drze­wa lub bło­ta nałożonego na palec. Uważam, że to odkrycie, będące wyrazem genial­nej intu­icji naszego praprzod­ka należy do kanonu kamieni milowych w his­torii cywiliza­cji człowieka, na równi z opanowaniem ognia i uksz­tał­towaniem się zrębów języ­ka wer­bal­nego, opartego na wyko­rzys­ta­niu znaków kon­wencjon­al­nych. Trud­no bowiem wyobraz­ić sobie, na jakim etapie roz­wo­ju cywiliza­cyjnego bylibyśmy obec­nie, gdy­by nasi przod­kowie nie opanowali umiejęt­noś­ci przed­staw­ia­nia świa­ta na płaskim obra­zie. Chy­ba wciąż jeszcze czekalibyśmy w swoich jask­ini­ach na genial­nego Leonar­da z Chauvet.

Między górnym paleolitem a współczesnością

Cho­ci­aż his­to­ria sztu­ki dostar­cza wielu przykładów uży­cia linii kon­tur­owej jako środ­ka wyrazu artysty­cznego, tym niem­niej w malarst­wie zachodnio­europejskim przez wiele stule­ci korzys­tano z niej niemal wyłącznie w celu wyko­na­nia szkicu, który później skrzęt­nie ukry­wano pod warst­wą far­by. Dopiero rewoluc­ja w sztuce z przeło­mu XIX i XX wieku spraw­iła, że kon­tur przes­tał być tylko ele­mentem rysunku pomoc­niczego, ale został włąc­zony do arse­nału tzw. nowoczes­nych środ­ków wyrazu. Artyś­ci, tacy jak Paul Cezanne, Hen­ri Matisse, Pablo Picas­so czy Roy Licht­en­stein, a także wielu, wielu innych współczes­nych im twór­ców nie tylko nie ukry­wali kon­turów mal­owanych rzeczy i ich częś­ci, ale prze­ci­wnie, moc­ny­mi pociąg­nię­ci­a­mi pęd­zla wyraźnie odd­zielali je od siebie, uzysku­jąc zupełnie nową jakość artysty­czną (ryc. 81A, B, C i D).

Ryci­na 81A. Pablo Picas­so, Pejzaż śródziem­nomors­ki (1952). Alberti­na, Wiedeń, Aus­tria [81 x 125 cm]

Ryci­na 81B. Hen­ri Matisse, Akt błęk­it­ny. Wspom­nie­nie z Biskry (1907). Bal­ti­more Muse­um of Art, Bal­ti­more, MD, USA [92 x 140 cm]

Ryci­na 81C. Paul Cezanne, Słoik z imbirem i owoce (ok. 1895). The Barnes Foun­da­tion, Meri­on, Penn­syl­va­nia, USA [73,3 x 60,3 cm]

Ryci­na 81D. Roy Licht­en­stein, Dziew­czy­na na statku (1965). Leo Castel­li Gallery, New York, USA [69,0 x 51,4 cm]
W takim mal­owa­niu moż­na dostrzec echa sposobu obra­zowa­nia świa­ta sprzed tysię­cy lat. Cho­ci­aż w księdze goś­ci jask­i­ni w Alamirze nie ma potwierdzenia obec­noś­ci Pabla Picas­sa, tym niem­niej to właśnie jemu przyp­isu­je się słynne zdanie, iż „po Altamirze, wszys­tko jest dekadencją”.

Z daleka czy z bliska: Camille Pissarro vs Pieter Bruegel Starszy

Przed­mio­ty oglą­damy z różnych odległoś­ci. Z bliska dostrzegamy więcej ich szczegółów, z dale­ka – mniej lub w ogóle. Spadek wyrazis­toś­ci szczegółów, jako pochod­na odległoś­ci od oglą­danego przed­mio­tu jest znacznie dotk­li­wiej odczuwany w odniesie­niu do tych frag­men­tów obrazu, które są rzu­towane na peryfer­yczne obszary siatków­ki niż na dołek cen­tral­ny. Ta niewąt­pli­wa słabość sys­te­mu wzrokowego byna­jm­niej nie stanowi jed­nak zasad­niczego ograniczenia dla twór­ców obrazów. Wręcz prze­ci­wnie. Ekspery­men­ty wiz­ualne, w których artyś­ci wyko­rzys­tu­ją zmi­en­ną rozdziel­czość oczu w celu komu­nikowa­nia odbior­com różnych treś­ci, wcale nie są rzad­koś­cią. Świad­czą o tym dzieła wielu artys­tów wywodzą­cych się z różnych okresów i trady­cji malarskich.

Na początek warto skon­fron­tować ze sobą dwa obrazy, które dzieli pon­ad 300 lat doświad­czeń i reflek­sji nad sztuką wiz­ual­ną. Pier­wszy, bliższy naszym cza­som, pow­stał w styl­istyce impresjon­isty­cznej, dru­gi należy do wczes­nore­ne­san­sowej trady­cji malarst­wa flamandzkiego.

Obraz Pis­sar­ra (ryc. 82) jest przykła­dem malarst­wa impresjon­isty­cznego z typowym brakiem dbałoś­ci o ksz­tał­ty przed­staw­ianych obiek­tów, ostro znac­zony­mi błyska­mi światła i grubo kładzioną far­bą. Co przed­staw­ia ten obraz?

Ryci­na 82. Camille Pis­sar­ro, Bul­war Mont­martre nocą (1897). Nation­al Gallery, Lon­dyn, Wiel­ka Bry­ta­nia [64,8 x 53,3 cm]
Otóż trafnie moż­na odpowiedzieć na to pytanie tylko wtedy, gdy siatków­ki oczu obser­wa­to­ra nie będą reje­strowały go zbyt dokład­nie czyli, np. za pośred­nictwem częś­ci peryfer­ycznych, które charak­teryzu­ją się niską rozdziel­czoś­cią lub w efek­cie zwięk­szenia odległoś­ci, z jakiej jest on oglą­dany. Wraz ze wzrostem dys­tan­su między dołkiem cen­tral­nym w siatków­ce oka a oglą­danym przed­miotem, coraz mniejsza licz­ba czop­ków rejestru­je tę samą powierzch­nię obrazu i tym samym zmniejsza się jego rozdzielczość.

W odniesie­niu do dzieła Pis­sar­ra zachodzi intere­su­jące zjawisko wiz­ualne. Paradok­sal­nie bowiem, szczegóły przed­staw­ionej na nim sce­ny wyła­ni­a­ją się tym wyraźniej z im mniejszą rozdziel­czoś­cią jest ona reje­strowana (oczy­wiś­cie w grani­cach zdrowego rozsąd­ku, ponieważ z odległoś­ci, np. 500 metrów praw­dopodob­nie z tru­dem dostrze­gal­ibyśmy jakikol­wiek obraz na ścian­ie). Rozwiązanie tego paradok­su tkwi nie w obra­zie, ale w głowie obserwatora.

Zobaczmy, jak wyglą­da anal­i­zowany obraz z bliska. Na ryc. 83 A zna­j­du­je się jego dol­ny lewy frag­ment w pewnym zbliże­niu. Kiedy spo­jrzymy na ten frag­ment w kon­tekś­cie całego obrazu (czyli z pewnego odd­ale­nia), wów­czas raczej nie mamy wąt­pli­woś­ci, że przed­staw­ia on kawałek chod­ni­ka, tłum prze­chod­niów, rozświ­et­lone wit­ryny sklepów i bud­kę tele­fon­iczną z zapaloną wewnątrz żarówką.

Ryci­na 83 A. Lewy, dol­ny frag­ment obrazu Camille Pis­sar­ra, Bul­war Mont­martre nocą w ory­gi­nale. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 82.

Po zbliże­niu i detekcji kon­turów na pod­staw­ie jas­noś­ci przyle­ga­ją­cych do siebie płaszczyzn może­my stwierdz­ić, że ksz­tałt żad­nego obiek­tu zna­j­du­jącego się w tym frag­men­cie obrazu w niczym nie przy­pom­i­na człowieka (ryc. 83 B). Dostrzeże­nie tutaj ludzi, a także wszys­t­kich innych wymienionych rzeczy bez odniesienia do całego obrazu jest po pros­tu niemożli­we. Widz­imy tylko niereg­u­larne plamy otoc­zone kon­tu­ra­mi, które byna­jm­niej nie pozwala­ją na skon­struowanie z nich jakieś sen­sownej sceny.

Ryci­na 83B. Lewy, dol­ny frag­ment obrazu Camille Pis­sar­ra, Bul­war Mont­martre nocą po detekcji kon­turów. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 82. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (3) Filter/Stylize/Find Edges ; (4) Imagae/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (4) Image/Adjustmets/Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]
Jak to się zatem dzieje, że na pod­staw­ie niereg­u­larnych bar­wnych plam i kon­turów, które w zbliże­niu nie tworzą znaczą­cych fig­ur może­my cokol­wiek zobaczyć na obra­zie Pis­sar­ra? Otóż nie moż­na odpowiedzieć na to pytanie odwołu­jąc się wyłącznie do danych sen­so­rycznych, czyli płyną­cych z recep­torów do mózgu (bot­tom-up, czyli z dołu do góry). Do właś­ci­wej inter­pre­tacji tego obrazu niezbędne są bowiem odwoła­nia do wcześniejszych doświad­czeń oglą­da­nia podob­nych scen. Doświad­czenia te są zapisane w mózgu obser­wa­to­ra i nie­jako odgórnie (top-down) nakładane na właśnie oglą­daną scenę. Oto jak treść obrazu real­izu­je się „w głowie” odbior­cy poprzez rzu­towanie włas­nych wspom­nień na niejed­noz­naczną płaszczyznę bar­wnych plam i ksz­tałtów. I tak właśnie pow­sta­je sen­sowa scena.

Cho­ci­aż moż­na nie zgadzać się z założe­niem Davi­da Mar­ra (1982), że wszys­tkie dane umożli­wia­jące rozpoz­nanie oglą­danych rzeczy są dostęp­ne z poziomu siatków­ki, to niewąt­pli­wie wiele z nich dostar­cza użytecznych wskazówek pozwala­ją­cych na inter­pre­tację tej sce­ny. Oglą­danie obrazu Pis­sar­ra z więk­szej odległoś­ci z pewnoś­cią nie popraw­ia ostroś­ci widzenia szczegółów poje­dynczych przed­miotów. Więk­szy dys­tans pozwala nato­mi­ast dostrzec ogólne zarysy porząd­ku rzeczy przed­staw­ionych na obra­zie. Poprzez zacieranie się szczegółów coraz bardziej zle­wa­ją się ze sobą więk­sze par­tie namalowanego obrazu, które tworzą reg­u­larne struk­tu­ry, wyz­nac­zone przez ilu­zo­ryczne lin­ie per­spek­ty­wy (ryc. 84).

Ryci­na 84. Obraz Pis­sar­ra, Bul­war Mont­martre nocą z nanie­siony­mi lini­a­mi per­spek­ty­wy. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 82. Pro­ce­du­ra: Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]
Przede wszys­tkim okazu­je się, że obraz jest namalowany zgod­nie z rene­san­sowy­mi zasada­mi per­spek­ty­wy, skody­fikowany­mi przez Fil­ip­pa Brunelleschiego (Gom­brich, 2009; Janows­ki, 2007). Lin­ie per­spek­ty­wy dzielą go na co najm­niej cztery wyraźnie odd­zielone częś­ci: górną (pozbaw­ioną dodatkowych linii), dwie boczne (z przewagą linii pio­nowych) oraz dol­ną (z lini­a­mi poziomy­mi i pio­nowy­mi). Dostrzeże­nie tego porząd­ku stanowi pod­stawę nie tyle zobaczenia, ile przy­pom­nienia sobie szczegółów podob­nych obrazów, przed­staw­ia­ją­cych ulicę i nałoże­nia ich na ten schemat.

Odwrot­ną stroną Bul­waru Mont­martre nocą Pis­sar­ra jest Doga krzyżowa namalowana przez Petera Bruegela Starszego. Na powierzch­ni mniejszej niż 1 m² malarz umieś­cił pon­ad 500 ludz­kich postaci i bez mała setkę różnych zwierząt i przed­miotów (ryc. 85).

Ryci­na 85. Pieter Bruegel Starszy, Dro­ga krzyżowa (1564). Kun­sthis­torisches Muse­um, Wiedeń, Aus­tria [124 x 170 cm]
Tym razem, na pod­staw­ie ogól­nego oglą­du dzieła nawet nie domyślimy się dziesiątej częś­ci tego, co jest jego treś­cią. Wystar­czy tylko przyjrzeć się kilku frag­men­tom obrazu, żeby zrozu­mieć, ile jest w nim zawartych opowiadań, aneg­dot i sym­boli. Każdy z tych frag­men­tów z powodze­niem mógł­by stanow­ić odręb­ne dzieło malarskie. W każdym z nich obow­iązu­ją te same prawa per­cepcji, które pozwala­ją ziden­ty­fikować kon­tu­ry fig­ur umieszc­zonych w każdej sce­nie wiz­ual­nej (por. ryc. 86). Jedynym warunk­iem ich dostrzeże­nia jest zbliże­nie się do obrazu. Prze­suwa­jąc wzrok z jed­nego miejs­ca na inne, dzieło Bruegela czy­ta się, jak książkę. Jest ono nie tylko przed­staw­ie­niem przestrzeni, ale również zmi­en­noś­ci w cza­sie, znac­zonej przez kole­jne stac­je Męki Pańskiej umieszc­zone w różnych częś­ci­ach obrazu.
Ryci­na 86 A. Cen­tral­ny frag­ment obrazu Bruegela, Dro­ga krzyżowa w ory­gi­nale. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 85.

Ryci­na 86 B. Cen­tral­ny frag­ment obrazu Bruegela, Dro­ga krzyżowa po detekcji kon­turów. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie frag­men­tu ryc. 85. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Filter/Stylize/ Find Edges ; (3) Image/Adjustmets/Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]
Porównu­jąc kon­tu­ry obiek­tów namalowanych przez Pis­sar­ra i Bruegela (ryc. 83B i 86B) naty­ch­mi­ast dostrzegamy różnicę w kon­cepcji malarskiego przed­staw­ia­nia sce­ny wiz­ual­nej. Pro­jek­cyjnym, niemal przy­pad­kowym plam­om Pis­sar­ra odpowiada­ją łat­wo rozpoz­nawalne ksz­tał­ty koni, ludzi i przed­miotów na obra­zie Bruegela. Obaj malarze w odmi­en­ny sposób korzys­ta­ją z rozdziel­czoś­ci wzroku obser­wa­torów podzi­wia­ją­cych kun­szt, z jakim prezen­tu­ją oni włas­ną wiz­ję oglą­danej sce­ny. Łączy ich nato­mi­ast to, że nie pozostaw­ia­ją odbior­cy wyboru. Albo ich dzieła są oglą­dane z określonego dys­tan­su, albo nie wiado­mo, co jest na nich przedstawione.

Od manieryzmu do mozaika.com

Na mar­gin­e­sie rozważań doty­czą­cych wyrazis­toś­ci obrazów oglą­danych z różnych dys­tan­sów warto zwró­cić uwagę jeszcze na kil­ka innych przykładów dzieł sztu­ki wiz­ual­nej. Łączy je to, że w odróżnie­niu od dzieł Pis­sar­ra i Bruegla, przed­staw­ia­ją one zasad­nic­zo odmi­enne treś­ci wtedy, gdy są oglą­dane z bliska lub z dale­ka. Ich frag­men­ty widziane z niewielkiej odległoś­ci są równie sen­sowne, jak postaci na obrazach Bruegla, ale wraz z odd­alaniem się od obrazu rozmy­wa­ją się i przek­sz­tał­ca­ją w nowe treś­ci, jak u Pis­sar­ra. Trochę w tym magii i iluzji, ale przede wszys­tkim są one prze­jawem ekspery­men­towa­nia z możli­woś­ci­a­mi ludzkiego oka przez „nieświadomych neu­ro­bi­ologów” (por. Ramachan­dran i Hirstein, 1999; Zeki, 1999).

Za jed­nego z prekur­sorów sur­re­al­iz­mu uzna­je się włoskiego manierys­tę, Giuseppe Arcimboldo’ego. Jego pasją było mal­owanie obrazów w taki sposób, że oglą­dane z bliska przed­staw­iały martwe natu­ry złożone z warzyw, owoców, liś­ci i kwiatów, a oglą­dane z pewnego dys­tan­su przed­staw­iały portre­ty lub sce­ny rodza­jowe. Arcim­bol­do przykładał równie wielką wagę do możli­we wiernego przed­staw­ienia ele­men­tów skład­owych portre­towanych postaci, jak i do uwy­puk­le­nia specy­ficznych rysów ich twarzy (ryc. 87 A i B).

Ryci­na 87 A. Giuseppe Arcim­bol­do, Lato (1563). Kun­sthis­torisches Muse­um, Wiedeń, Aus­tria [67 x 51 cm].
Ryci­na 87 B. Frag­ment obrazu Giuseppe Arcim­bol­do, Lato (1563). Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 87 A.

Podob­ne ekspery­men­ty nad zmi­en­norozdziel­czym widze­niem obrazów prowadzi meksykańs­ki artys­ta Octavio Ocam­po, sur­re­al­ista i prekur­sor współczes­nego malarst­wa polimor­ficznego. Podob­nie, jak w obrazach Arcimboldo’ego również u Ocam­po moż­na dostrzec dwie, a cza­sem nawet więcej warstw treś­ciowych odkry­wanych w zależnoś­ci od odległoś­ci, z jakich są one oglą­dane. Praw­ie sześ­ciometrowej dłu­goś­ci fresk na ścian­ie Cen­trum Infor­ma­cji Insty­tu­tu Tech­no­log­icznego w Celaya w Meksyku daje ku temu szczegól­na okazję (ryc. 88). Niemal naty­ch­mi­ast dostrze­gane z dys­tan­su trzy twarze: pre­his­to­rycznego hominidy, człowieka homo sapi­ens i Alber­ta Ein­steina, dopiero w bliższym kon­tak­cie zamieni­a­ją się w grupę bie­gaczy, sym­bol­izu­ją­cych ewolucję człowieka.

Ryci­na 88. Octavio Ocam­po, Ewoluc­ja człowieka (1985). Fresk na ścian­ie Cen­tro de Infor­ma­ción del Insti­tu­to Tec­nológi­co de Celaya, Meksyk, Meksyk [5,7 x 2,15 m]
Malu­jąc fresk Ocam­po szczegól­nie zad­bał o to, by twarze zdomi­nowały uwagę widzów. Z całą wyrazis­toś­cią ujaw­nia to anal­iza kon­turów przeprowad­zona na pod­staw­ie mono­chro­maty­cznej wer­sji tego fresku (ryc. 89).

Ryci­na 89. Fresk Ocam­po po anal­izie kon­turów. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 88. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (3) Filter/Stylize/Find Edges ; (4) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (5) Image/Adjustmets /Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]
Obrys twarzy zde­cy­dowanie domin­u­je nad obry­sem postaci bieg­ną­cych ludzi i nierzad­ko dopiero po dostrzeże­niu twarzy uświadami­amy sobie, z jakich ele­men­tów są one zbudowane.

Dane oku­lo­graficzne zebrane pod­czas wspom­ni­anych już w tym rozdziale badań prowad­zonych w naszym lab­o­ra­to­ri­um (zob. opis do ryc. 69) dostar­cza­ją jeszcze jed­nej intere­su­jącej wskazów­ki odnośnie do per­cepcji twarzy ludzkiej, a w szczegól­noś­ci oczu. Repro­dukcję fresku Ocam­po pokaza­l­iśmy naszym osobom badanym i zare­je­strowal­iśmy ruch ich gałek ocznych pod­czas oglą­da­nia. Okaza­ło się, że rozpoz­nanie twarzy naty­ch­mi­ast kieru­je uwagę osób badanych w stronę oczu, które sta­ją się najważniejszy­mi ele­men­ta­mi obrazu (ryc. 90; strza­ł­ki zwró­cone w prawo).

Ryci­na 90. Fresk Ocam­po z nałożoną nań mapą uwa­gi. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie wyników badań własnych

O tym jak sil­ny jest mech­a­nizm detekcji oczu w sce­nie wiz­ual­nej świad­czą jeszcze dwie niebieskawe plamy. Pier­wsza, w lewym górnym rogu obrazu, w miejs­cu, gdzie zna­j­du­je się „Boskie oko” i dru­ga w środ­kowej częś­ci obrazu (ryc. 90; strza­ł­ki zwró­cone w lewo). Intere­su­jące jest zawłaszcza zain­tere­sowanie osób badanych ksz­tałtem w środ­kowej częś­ci obrazu, ponieważ fak­ty­cznie w tym miejs­cu nie ma oka, ale ksz­tałt zarysowu­jącej się tam fig­ury, w połącze­niu z obrazem twarzy sugeru­je taką możliwość.

Podob­ny pomysł kil­ka lat wcześniej zre­al­i­zował Sal­vador Dalí. Na ścian­ie swo­jego teatru-muzeum namalował on portret swo­jej nagiej żony – Gali, wyglą­da­jącej przez okno. To znakomite dzieło, w jed­nej z jego kilku wer­sji, łączy w sobie obie kon­cepc­je korzys­ta­nia z różnych zakresów rozdziel­czoś­ci widzenia, w zależnoś­ci od odległoś­ci, z jakiej jest oglą­dane (ryc. 91).

Ryci­na 91. Sal­vador Dalí, Naga Gala wyglą­da­ją­ca przez okno/portret Abra­hama Lin­col­na (pamię­ci Rothko), (1976). El Teatro-Museo Dalí, Figueres, Hisz­pa­nia [420 x 318 cm]
Z charak­terysty­czną dla siebie błyskotli­woś­cią, Dalí ofer­u­je odbior­cy, co najm­niej dwa obrazy w jed­nym, w zależnoś­ci od tego, z jakiego dys­tan­su są one oglą­dane. Bliższy z tych dys­tan­sów pozwala na dostrzeże­nie postaci nagiej kobi­ety a także ukrzyżowanego Chrys­tusa z per­spek­ty­wy nie­ba. Są one namalowane z dużą piec­zołow­itoś­cią. Kon­tu­ry tych postaci wyo­dręb­ni­a­ją się łat­wo, choć związ­ki między nimi nie tłu­maczą się nawza­jem, bez odniesienia do fak­tów z his­torii życia artysty, a w szczegól­noś­ci tego okre­su, w którym obraz został namalowany. Jeżeli jed­nak jest on oglą­dany z więk­szego dys­tan­su, np. 20 metrów, na co pozwala miejsce jego ekspozy­cji, wów­czas oczom obser­wa­to­ra ukazu­je się charak­terysty­czny zarys popier­sia Abra­hama Lin­col­na (ryc. 92 A). Pogorsze­nie ostroś­ci widzenia (osią­galne także, np. za pomocą zmruże­nia oczu) pozwala dostrzec nowy porządek rzeczy zakodowany w obra­zie i nanieść nań charak­terysty­czne szczegóły twarzy jed­nego z najbardziej znanych wiz­erunk­ów prezydenta.

Ryci­na 92 A. Obraz Sal­vado­ra Dalí przetwor­zony cyfrowo tech­niką rozmy­cia obrazu, symu­lu­jącą widze­nie peryfer­yczne lub z dużej odległoś­ci. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 91. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Filter/Blur/Gausian Blur [Radius: 25,0 pixels]
Dla porów­na­nia, na ryc. 92 B przed­staw­iam zdję­cie popier­sia prezy­den­ta USA, które na ryc. 92 C zostało przetwor­zone w taki sam sposób, jak obraz Dalí’ego.
Ryci­na 92 B. Frag­ment zdję­cia prezy­den­ta USA, Abra­hama Lin­col­na (1809–1865) z 9 lutego 1864 roku. Abra­ham Lin­coln Art Gallery, Wash­ing­ton, D.C., USA.

Ryci­na 92 C. Frag­ment zdję­cia prezy­den­ta USA, Abra­hama Lin­col­na (1809–1865) z 9 lutego 1864 roku przetwor­zony cyfrowo tech­niką rozmy­cia obrazu, symu­lu­jącą widze­nie peryfer­yczne lub z dużej odległoś­ci. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 92 B. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Filter/Blur/Gausian Blur [Radius: 25,0 pixels]
Kole­jny obraz, który dobrze ilus­tru­je omaw­iane zjawisko zmi­en­nej rozdziel­czoś­ci widzenia w zależnoś­ci od odległoś­ci, z jakiej jest oglą­dany został wyt­wor­zony automaty­cznie przez pro­gram Mozai­ka V3.5. Idea dzi­ała­nia tego pro­gra­mu sprowadza się do wyko­rzys­ta­nia posi­adanego zbioru zdjęć cyfrowych lub cli­partów do utworzenia nowego obrazu w taki sposób, że dla każdego zdję­cia źródłowego pro­gram wyz­nacza jego domin­u­jącą bar­wę i jas­ność, a następ­nie na tej pod­staw­ie określa jego miejsce w nowym, mozaikowym obra­zie (ryc. 93 A i B).
Ryci­na 93 A. Przykład obrazu ilus­tru­jącego dzi­ałanie pro­gra­mu Mozai­ka V3.5, służącego do automaty­cznego układa­nia zestawów zdjęć w celu wyt­worzenia mozaikowego obrazu
Ryci­na 93 B. Pow­ięk­szony frag­ment prawego górnego rogu mozai­ki przed­staw­ionej na ryc. 93 A.

W 2008 roku na użytek pier­wszej kam­panii prezy­denck­iej Bara­ka Obamy, fotograf­ka, Anne C. Sav­age przy­go­towała poster-mozaikę, złożony z 6000 kolorowych zdjęć twarzy (ryc. 94). W ten sposób chci­ała wyraz­ić swo­je wraże­nia związane z wieca­mi Obamy, w których uczest­niczyły nie­zlic­zone tłumy słuchaczy. Zasa­da opra­cow­a­nia tego plakatu jest taka sama, jak za pomocą pro­gra­mu Mozai­ka. Jeśli zatem ktoś chce, może spróbować odnaleźć swo­je zdję­cie wśród innych, np. w okoli­cach oczu Wodza (ryc. 95).

Ryci­na 94. Anne C. Sav­age, Dare to Hope: Faces from 2008 Oba­ma Ral­lies. “Out of many, we are one” (2008), foto-plakat-mozai­ka z wiz­erunk­iem prezy­den­ta elek­ta Bara­ka Obamy, pod­czas kam­panii wybor­czej w 2008 roku
Ryci­na 95. Oczy Wodza. Frag­ment mozai­ki przed­staw­ionej na ryc. 94.

I wresz­cie na koniec unika­towa mozai­ka zapro­jek­towana z okazji beat­y­fikacji papieża Jana Pawła II (ryc. 96). Jego portret beat­y­fika­cyjny został wydrukowany na płót­nie o wymi­arach 55 x 26 m (1400 m²) i 1 maja 2011 roku zaw­ies­zony na fasadzie świą­tyni Opa­trznoś­ci Bożej na warsza­wskim Wilanowie. Niezwykłe w tym wiz­erunku jest przede wszys­tkim to, że pow­stał on ze złoże­nia 105 tys. zdjęć przesłanych przez Polaków na tę okoliczność. Na stron­ie inter­ne­towej portretjp2.com.pl moż­na z bliska obe­jrzeć tę mozaikę, a nawet odszukać miejsce swo­jego zdję­cia (o ile oczy­wiś­cie zostało przekazane na ten cel i mamy naprawdę dużo szczęścia).

Ryci­na 96. Portret-mozai­ka papieża Jana Pawła II zaw­ies­zony 1 maja 2011 roku na fasadzie świą­tyni Opa­trznoś­ci Bożej w Warsza­w­ie (Wilanów)

Kontury rzeczy i światłocień

Po wycieczce w mozaikowy świat obrazów oglą­danych z bliska i z dale­ka czas powró­cić do rozważań nad spostrze­ganiem kon­turów rzeczy, a w szczegól­noś­ci przed­miotów trójwymi­arowych. Wzrok jest nam dany przede wszys­tkim po to, aby rozpoz­nawać rzeczy na pod­staw­ie kon­turów i adek­wat­nie się wobec nich zachowywać. Sam ich kon­tur jed­nak nie wystar­cza, ponieważ tam gdzie jest światło, tam jest też i cień, który także ma swój kon­tur. Dla sys­te­mu wzrokowego pow­sta­je zatem prob­lem zróżni­cow­a­nia kon­tu­ru rzeczy od kon­tu­ru rzu­canego przezeń cienia. Na drodze do rozpoz­na­nia przed­mio­tu wzrok musi sobie zatem poradz­ić również i z tą komplikacją.

Obiek­ty są widziane dzię­ki pada­jące­mu na nie światłu, które odbi­ja się od nich i wpa­da do wnętrza oka, kładąc na jego tyl­nej ścian­ie ich wiz­erunek. To, jaki obraz pojawi się na ekranie siatków­ki zależy nie tylko od inten­sy­wnoś­ci światła, ale również od jego dłu­goś­ci i kierunku. Światło może być bowiem rozpros­zone lub kierunk­owe oraz może być skierowane na obiekt z różnych stron. Wszys­tkie te czyn­ni­ki mają bezpośred­ni wpływ na kon­trastowość sce­ny wiz­ual­nej, a w kon­sek­wencji na wyrazis­tość kon­turów oglą­danych przed­miotów i ich rozpoznanie.

Tych kil­ka oczy­wistych zdań uświadamia, z jaki­mi zada­ni­a­mi musi upo­rać się najpierw oko, a po nim mózg, żeby trafnie rozpoz­nać scenę wiz­ual­ną. Jed­ną z przeszkód stanowi cień rzu­cany przez przed­mio­ty. Obiekt przed­staw­iony na ryc. 97A, to uszkod­zona oś z kółka­mi samochodziku-zabawki.

Ryci­na 97A. Obiekt i jego cień. Przykład pierwszy

Obiekt został oświ­et­lony od tyłu, światłem kierunk­owym o śred­niej inten­sy­wnoś­ci. Ponieważ koła są czarne, podob­nie, jak rzu­cany przez nie cień, dlat­ego na pier­wszy rzut oka niełat­wo jest rozpoz­nać co to za przed­miot. Pod­stawę tej trud­noś­ci znakomi­cie ilus­tru­je zarys kon­turów ustalony zgod­nie z pro­ce­durą przyjętą we wszys­t­kich tego typu anal­izach w niniejszej książce (ryc. 97B). Przed­miot i jego cień zle­wa­ją się w jeden, wyrazisty, aczkol­wiek zupełnie niez­nany ksz­tałt. Dopiero odrzuce­nie hipotezy, że cały kon­tur obrysowu­je jeden przed­miot, ukierunk­owu­je uwagę na inne ele­men­ty tego obrazu (np. odblas­ki światła na kołach i łączącej je stalowej osi, których nie ma na cie­niu). Staw­ian­ie i wery­fikowanie hipotez per­cep­cyjnych to jest już jed­nak zupełnie inna his­to­ria, która wyb­ie­ga daleko wprzód naszych rozważań, w rejony wyższych pro­cesów umysłowych.

Ryci­na 97B. Kon­tu­ry obiek­tu i jego cienia z ryc. 97A. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (2) Filter/Stylize/Find Edges ; (3) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (4) Image/Adjustmets /Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]
Wspom­ni­ani wcześniej David Marr i Ellen C. Hil­dreth (1980), a także Marr (1982), próbowali się upo­rać z prob­le­mem for­mowa­nia się reprezen­tacji obiek­tu na pod­staw­ie jego kon­tu­ru, który może być „zaszu­miony”, np. światło­cie­niem. Anal­izu­jąc kon­tu­ry przed­miotów i ich cieni zwró­cili uwagę na to, że kon­tur cienia rzu­canego przez obiekt na ogół jest znacznie mniej reg­u­larny i szer­szy niż kon­tu­ry obiek­tu (ryc. 98 A i B).
Ryci­na 98A. Obiekt i jego cień. Przykład drugi

Ryci­na 98B. Kon­tu­ry obiek­tu i jego cienia z ryc. 98A. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (2) Filter/Stylize/Find Edges ; (3) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (4) Image/Adjustmets /Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]
Na tę różnicę w ksz­tał­cie obu kon­turów w znacznym stop­niu wpły­wa fak­tu­ra podłoża, na które pada cień. Nawet znacznie mniej reg­u­lar­na krawędź przed­mio­tu niż brzeg porce­lanowego kub­ka, w dziewięćdziesię­ciu dziewię­ciu przy­pad­kach na sto rzu­ci cień o krawędzi jeszcze mniej reg­u­larnej. Wyda­je się, że założe­nie doty­czące odmi­en­noś­ci kon­turów przed­miotów i ich cieni odnosi się do tak dużej licz­by przy­pad­ków, z jaki­mi stykamy się w codzi­en­nym doświad­cze­niu, że moż­na przyjąć je jako wystar­cza­ją­co uza­sad­nione. Wszys­tko wskazu­je zatem na to, że sys­tem wzrokowy dys­ponu­je spec­jal­nym mech­a­nizmem różni­cow­a­nia jakoś­ci kon­tu­ru po to, by odd­zielić krawędź rzeczy od krawędzi jej cienia i na tej pod­staw­ie dokony­wać trafnego rozpoz­na­nia widzianego przedmiotu.

Dodam tylko, że jeżeli na zdję­cie z kubkiem na ryc. 98 spo­jrzelibyśmy nie przez pryz­mat sta­bil­nej fotografii, ale codzi­en­nego doświad­czenia oglą­da­nia rzeczy w trzech wymi­arach, a tym samym będąc w ruchu, wów­czas prob­lem kon­turów fak­ty­cznych i ilu­zo­rycznych rozwiązu­je się niemal naty­ch­mi­ast. Wystar­czy bowiem spo­jrzeć na ten obiekt z różnych punk­tów widzenia i szy­bko dostrzeże­my nowe jego kon­tu­ry. Ruch obser­wa­to­ra, a także ruch przed­mio­tu pełnią bowiem niezwyk­le ważną funkcję w trafnym rozpoz­nawa­niu przed­miotów. Płas­ki obraz uniemożli­wia przeprowadze­nie tego rodza­ju anal­izy i dlat­ego wyma­ga stosowa­nia spec­jal­nych sztuczek, których celem jest pod­kreśle­nie przestrzen­noś­ci rzeczy.

Wyko­rzys­tanie cienia jest jed­nym z ważniejszych ele­men­tów języ­ka obrazów. To właśnie nieodłączny cień rzu­cany przez brwi na oczy Don Vito Cor­leone (Mar­lon Bran­do) w filmie Ojciec chrzest­ny nadał jego twarzy wyraz tajem­nic­zoś­ci, a na fotografii row­erzys­tów, poz­wolił na odwróce­nie nat­u­ral­nego porząd­ku rzeczy. W tym przy­pad­ku to cień rzu­ca obiekt (ryc. 99 A i B).

Ryci­na 99 A. Kadr twarzy Mar­lona Bran­do z fil­mu Ojciec chrzestny
Ryci­na 99 B. Fotografia row­erzys­tów zro­towana o 90°, których cie­nie są źródłem nowych znaczeń

Iluzoryczne kontury

Prob­lem odd­zie­le­nia krawędzi obiek­tu od krawędzi jego cienia jest, co najm­niej równie skom­p­likowany, jak prob­lem rozpoz­na­nia obiek­tu, którego obraz został pozbaw­iony jakiegoś frag­men­tu kon­tu­ru, np. przez nad­mierne oświ­etle­nie (zob. prawa część kub­ka na ryc. 98), podob­ną jas­ność lub bar­wę w sto­sunku do innych jego częś­ci albo tła, na którym się zna­j­du­je. Wów­czas obec­noś­ci i położe­nia linii kon­tur­owych może­my się jedynie domyślać. Pomi­mo tego, że oko jest wyposażone w znakomite mech­a­nizmy służące do wyo­dręb­ni­a­nia ksz­tałtów widzianych rzeczy, tym niem­niej bez mech­a­nizmów leżą­cych na dal­szych eta­pach szlaku wzrokowego, niemożli­we było­by rozwiązanie tego prob­le­mu. Rüdi­ger von der Hey­dt, Esther Peter­hans i Gün­ter Baum­gart­ner (1984), von der Hey­dt i Peter­hans (1989) oraz Peter­hans i Von der Hey­dt (1989) stwierdzili, że te same grupy komórek w korze V2 małp reagu­ją podob­nie na łat­wo iden­ty­fikowalne, jak i na ilu­zo­ryczne kon­tu­ry. Wyni­ki ana­log­icznych badań nad ludź­mi ujawniły, że spostrze­ganie ilu­zo­rycznych kon­turów angażu­je znacznie więcej obszarów mózgu, niż u małp (zob. Men­dola, Dale, Fis­chl, Liu i in., 1999).

Ciekawą ilus­trację ilu­zo­rycznych kon­turów moż­na znaleźć, np. na plakat­ach Hansa Rudi’ego Erd­ta (por. Zelan­s­ki i Fish­er, 2011; ryc. 100 A i B). Wiele ele­men­tów ubioru, częś­ci ciała lub twarzy osób przed­staw­ionych na tych plakat­ach nie jest odd­zielonych od innych częś­ci, a jed­nak nie mamy wąt­pli­woś­ci, co do ich ksz­tałtów. Ogrom­ną rolę odgry­wa tutaj także wcześniejsze doświad­cze­nie wiz­ualne, które pod­powia­da, gdzie powin­ny zna­j­dować się lin­ie konturowe.

Ryci­na 100 A. Hans Rudi Erdt, Poky Plugs (1915)
Ryci­na 100 B. Hans Rudi Erdt, Opel Auto­mo­bile (1911)

Jeszcze bardziej wyrafi­nowane ekspery­men­ty nad domyśl­ny­mi kon­tu­ra­mi w obra­zie prowadz­ił wspom­ni­any już Octavio Ocam­po (ryc. 101). W jego kom­pozy­c­jach nie tylko braku­je wielu linii kon­tur­owych. Ta sur­re­al­isty­cz­na wiz­ja niemal swo­bod­nie rozrzu­conych na obra­zie obiek­tów (kwiatów, motyli, ptaków i drzew) nie przeszkadza w dostrzeże­niu zarówno ilu­zo­rycznych kon­turów, jak i sub­tel­nych, dziew­czę­cych rysów namalowanych twarzy.

Ryci­na 101 A. Octavio Ocam­po, Pta­sia rodzina
Ryci­na 101 B. Octavio Ocam­po, Kwia­towe usta

Sfumato: od Leonarda da Vinci do Wojciecha Fangora

Stu­dia nad kon­tu­ra­mi mal­owanych rzeczy doprowadz­iły Leonar­da da Vin­ci do opra­cow­a­nia ulu­bionej przez niego tech­ni­ki malarskiej, zwanej sfu­ma­to. Włoskie słowo „sfu­ma­to”, znaczy tyle, co zadymione, mgliste. Tech­ni­ka ta pole­ga na zaciera­niu granic między jas­ny­mi i ciem­ny­mi płaszczyz­na­mi obrazu. Z jed­nej strony powodu­je to, że krawędzie przed­miotów są niewyraźne, a cza­sem wręcz niemożli­we do ziden­ty­fikowa­nia. W rezulta­cie sys­tem wzrokowy odpowiedzial­ny za detekcję kon­turów nie może odd­zielić płaszczyzn należą­cych do różnych obiek­tów od siebie. Ale z drugiej strony, niejed­noz­naczne granice między obiek­tem a jego tłem lub między jego częś­ci­a­mi pozwala­ją na mniej skrępowaną inter­pre­tację tego, co widać.

W pewnym sen­sie brak jed­noz­nacznych kon­turów oży­wia obraz, czyni go bardziej tajem­niczym i metaforycznym, a przez to bardziej intere­su­ją­cym. Między inny­mi, Ernst Gom­brich (2005), Robert L. Sol­so (1996) i Mengfei Huang (2009) w ten sposób tłu­maczą tajem­nic­zość uśmiechu Mona Lisy (ryc. 102 A), której usta i oczy nie mają wyraźnych krawędzi, lecz zaled­wie ich szcząt­ki pozwala­jące na różne ich inter­pre­tac­je. „Cza­sa­mi zda­je się z nas drwić, innym razem wyda­je się, że w jej uśmiechu dostrzegamy jak­by smutek. Wszys­tko to brz­mi dość tajem­nic­zo i tak właśnie jest; takie bowiem wraże­nie wywier­a­ją częs­to wielkie dzieła sztu­ki”, pisze Gom­brich o swoich wraże­ni­ach z kon­tak­tów z Lizą (2005, s. 300).

Ryci­na 102 B. Mona Lisa Leonar­da da Vin­ci w wer­sji kon­tur­owej. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 102 A. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (3) Filter/Stylize/Find Edges ; (4) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (5) Image /Adjustmets /Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]
Korzys­ta­jąc z metody anal­izy kon­turów na pod­staw­ie rozkładu jas­noś­ci moż­na bard­zo łat­wo zwery­fikować hipotezę tłu­maczącą niejed­noz­naczność wyrazu twarzy Mona Lisy (ryc. 102 B).

Ryci­na 102 B. Mona Lisa Leonar­da da Vin­ci w wer­sji kon­tur­owej. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 102 A. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (3) Filter/Stylize/Find Edges ; (4) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (5) Image /Adjustmets /Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]
Okazu­je się, że o ile zarysy oczu są jeszcze w miarę wyraźne, o tyle krawędzie nosa i ust są już znacznie sła­biej widoczne. Są zaled­wie delikat­nie zarysowanym szkicem, a nie skońc­zoną wer­sją, która jed­noz­nacznie defini­u­je wyraz twarzy modelki.

Znakomi­tym przykła­dem zas­tosowa­nia tech­ni­ki sfu­ma­to przez Leonar­do da Vin­ci, który jeszcze lep­iej ujaw­nia włas­noś­ci tej tech­ni­ki, jest obraz Świętego Jana Chrz­ci­ciela, namalowany między 1513 a 1516 rok­iem (ryc. 103 A). Leonar­do był przy­wiązany do tego obrazu nie mniej, niż do umiłowanej Mona Lisy. Nigdy go nie sprzedał i chci­ał go mieć przy sobie na łożu śmierci.

Ryci­na 103 A. Leonar­do da Vin­ci, Świę­ty Jan Chrz­ci­ciel (ok. 1513–1516). Musée du Lou­vre, Paryż, Franc­ja [69 × 57 cm]
Wynik anal­izy tego obrazu za pomocą detek­to­ra kon­trastów jas­noś­ci ujaw­nia poważny prob­lem z ustal­e­niem linii kon­tur­owych (ryc. 103 B). Więk­szoś­ci z nich w ogóle nie da się uch­wycić, ponieważ prze­jś­cia tonalne między jas­ną plamą ciała a ciem­nym tłem są tak sze­rok­ie, że nie moż­na stwierdz­ić gdzie się kończy tło, a zaczy­na postać pro­ro­ka. Jan Chrz­ci­ciel wyła­nia się z gęstej ciem­noś­ci niczym zjawa i tylko wewnętrz­na część ramienia i dłoni z wskazu­ją­cym pal­cem pod­nie­sionym do góry oraz niewiel­ki frag­ment czoła są widoczne wyraźniej. Nawet jego twarz jest wysoce niejed­noz­nacz­na. Równie dobrze może to być twarz mężczyzny, jak kobi­ety, dojrza­ła lub młodzieńcza, uśmiech­nię­ta lub poważ­na. Poprzez for­mę przed­staw­ienia postaci, obraz prowoku­je widza do pro­jekcji włas­nych wspom­nień, nas­tro­jów i potrzeb. A wszys­tko to dlat­ego, że sys­tem wzrokowy nie może poradz­ić sobie z iden­ty­fikacją linii konturowych.

Ryci­na 103 B. Obraz Leonar­do da Vin­ci, Świę­ty Jan Chrz­ci­ciel po detekcji kon­turów. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 103 A. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (3) Filter/Stylize/Find Edges ; (4) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (5) Image /Adjustmets /Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]
Tech­ni­ka sfu­ma­to była chęt­nie stosowana również przez innych mis­trzów Rene­san­su, np. Rafaela San­ti i Georgione’a. Bywa również wyko­rzysty­wana współcześnie. Intere­su­jące efek­ty opty­czne uzyski­wał za jej pomocą pol­s­ki malarz, Woj­ciech Fan­gor. Jego różno­bar­wne koła z zatar­ty­mi krawędzi­a­mi pul­su­ją, pow­ięk­sza­ją się i zmniejsza­ją się, są ruch­li­we, jak­by żywe (ryc. 104 A). Wszys­tkie te efek­ty wynika­ją z zasad­niczej trud­noś­ci w zakre­sie ustal­e­nia krawędzi oglą­danych fig­ur przez sys­tem wzrokowy obser­wa­to­ra (ryc. 104 B).

Ryci­na 104 B. Obraz Woj­ciecha Fan­go­ra, M 75 (1968) po detekcji kon­turów. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie ryc. 104 A. Pro­ce­du­ra: (1) Image/Mode/Lab Col­or [Lumi­nance]; (2) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 150]; (3) Filter/Stylize/Find Edges ; (4) Image/Image Size [Res­o­lu­tion: 300]; (5) Image /Adjustmets /Brightness/Contrast [Bright­ness: 50; Con­trast 100]

Jak światło tworzy kontur u Georgesa Seurata

Georges Seu­rat również zabaw­iał się z lin­ią kon­tur­ową oglą­danych rzeczy. Właś­ci­wie nie posługi­wał się on kon­turem przed­mio­tu w znacze­niu linii odd­ziela­jącej go od tła lub innych obiek­tów w sce­nie. Poprzez sub­tel­ną zmi­anę bar­wy, nasyce­nia lub jas­noś­ci, pra­cowicie staw­ianych obok siebie tysię­cy kolorowych punk­tów, syg­nal­i­zował zaled­wie obec­ność nowego przed­mio­tu. W ten sposób jas­no­brą­zowe drze­wo odci­na się na tle niebieskiej wody Sek­wany, zaś biel żagli, na tle jej piaszczys­tego brzegu (zob. ryc. 105 A).

Ryci­na 105A. Georges Seu­rat, Sek­wana przy Grand Jat­te (1888). Konin­klijke Musea voor Schone Kun­sten van Bel­gië, Bruk­sela, Bel­gia [65 × 82 cm]
Pod­da­jąc obraz anal­izie kon­turów otrzy­mu­je­my całkowicie odwrot­ny efekt, niż ten który obser­wowal­iśmy po przeprowadze­niu ana­log­icznej anal­izy choć­by na obra­zie Świętego Jana Chrz­ci­ciela, Leonar­da da Vin­ci. U Seu­ra­ta nad­mi­ar linii kon­tur­owych aż przytłacza (ryc. 105 B). Widoczne krawędzie pni drzew lub żagli nie są tutaj byna­jm­niej wynikiem nanie­sionej linii obrysowu­jącej ich ksz­tał­ty, ale efek­tem zagęszczenia setek drob­nych linii otacza­ją­cych poszczególne punk­ty tej pointylisty­cznej kom­pozy­cji. Co więcej, na próżno by szukać w wer­sji kon­tur­owej niek­tórych obiek­tów, gdy­byśmy ich nie widzieli w ory­gi­nale, np. kajak i siedzą­ca w nim dziew­czy­na w jas­nej sukience, z czer­wonym kwiatem wpię­tym w kruc­zoczarne włosy.
Ryci­na 106A. Mapa uwa­gi nałożona na obraz Seu­ra­ta, Sek­wana przy Grand Jat­te. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie wyników badań własnych

Efekt znika­nia kajakar­ki w wer­sji kon­tur­owej, cho­ci­aż jest ona znakomi­cie widocz­na w wer­sji ory­gi­nal­nej spowodował, że również i ten obraz znalazł się na liś­cie best­sellerów pokazy­wanych trzy­dzi­es­tu ośmiu osobom badanym w  przy­woły­wanym już w tym rozdziale ekspery­men­cie oku­lo­graficznym, jaki przeprowadzil­iśmy z Anną Szpak. Wyni­ki bada­nia ujawniły intere­su­jącą praw­idłowość. Okaza­ło się bowiem, że kajakar­ka jest najchęt­niej oglą­danym obiek­tem na obra­zie (ryc. 106). Być może jest to tylko efekt zain­tere­sowa­nia jedyną w sce­nie postacią ludzką. Niewyk­luc­zone jed­nak, że oprócz detekcji kon­turów na pod­staw­ie kon­trastów jas­noś­ci, sys­tem wzrokowy jest jeszcze uzbro­jony w inny mech­a­nizm kodowa­nia ksz­tałtów. Jest nim detek­tor barw, który w przy­pad­ku tego obrazu dostar­cza nieco innych infor­ma­cji niż anal­iza­tor luminancji.

Ryci­na 106B. Mapa uwa­gi nałożona na obraz Seu­ra­ta, Sek­wana przy Grand Jat­te. Opra­cow­anie graficzne P.F. na pod­staw­ie wyników badań własnych

Spis treści